Obrazy to dobra inwestycja dla wnuka

Klienci wracają do antykwariatów i galerii. Jest towar na każdą kieszeń

Publikacja: 29.10.2008 23:40

Rynek w pełni odkryje obrazy Antoniego Starowieyskiego po wielkiej wystawie artysty

Rynek w pełni odkryje obrazy Antoniego Starowieyskiego po wielkiej wystawie artysty

Foto: Rzeczpospolita

Jak będzie wyglądał rynek sztuki? W sytuacji gdy pieniędzmi rządzi panika, jest to pytanie raczej do psychologa lub wróżbity. Panikę podgrzewają niektórzy dziennikarze, a inwestowanie w sztukę wymaga spokojnych decyzji i rzetelnej wiedzy o rynku. Nie warto się kierować tylko emocjami i radami antykwariuszy. Należy oszacować koszty zakupu, przechowania dzieła, jego konserwacji lub ubezpieczenia i koszty odsprzedaży w nieprzewidywalnej dziś przyszłości.

Dlaczego można dobrze zarobić na inwestycji w sztukę lub antyki? Z dwóch zasadniczych powodów. Mówi się, że sztuka to inwestycja długoterminowa. W perspektywie np. 20 – 25 lat w sprzyjających okolicznościach społeczeństwo na pewno się wzbogaci. Kiedy rośnie zamożność społeczeństwa, bogaci obywatele są w stanie więcej zapłacić za luksusowe przedmioty. Po drodze dodatkowo może nastąpić cud, dzięki któremu dzieła danego artysty podrożeją istotnie więcej niż innych. I to jest drugi powód wzrostu cen.

[srodtytul]Zysk bez gwarancji[/srodtytul]

Piszę o „cudzie”, ponieważ dotychczas żaden uczciwy marszand nie był w stanie zaplanować, a tym bardziej zagwarantować, że akurat sprzedawane przez niego obrazy za ćwierć wieku osiągną ekstrawysokie ceny. Od lat kolekcjonerzy i marszandzi informują czytelników „Moich Pieniędzy”, że inwestowanie w sztukę to rodzaj przyjemnego hazardu, w którym ważne jest bogactwo przeżyć, i być może przeżycia są ważniejsze niż same pieniądze. Na przykład istotne jest poczucie, że jesteśmy odkrywcami dzieł niedoszacowanych lub artystów niesłusznie niedocenionych. Ważne jest przeżywanie emocji związanych z kibicowaniem „naszemu” artyście na wystawach. Istotny jest zachwyt samą sztuką.

Od 1979 roku jako dziennikarz dokumentuję prywatne kolekcje. Znałem Bronisława Krystalla (1887 – 1983), przedwojennego fundatora Muzeum Narodowego w Warszawie w jego nowym gmachu. Darzył mnie przyjaźnią Jerzy Dunin-Borkowski (1908 –1992) z Krośniewic. Poznałem setki kolekcjonerów lub inwestorów. Oni przede wszystkim kochali przedmioty, które zbierali. Zarabiali na nich wyłącznie przy okazji! Gdy kupujesz obraz, pamiętaj, że musisz z nim wytrzymać na co dzień jak z bliskim człowiekiem.

Wybitny kolekcjoner Jan Nowak-Jeziorański zapraszał mnie na sobotnie pogawędki kolekcjonerskie. Miał setki cennych przedmiotów, ale naprzeciw łóżka powiesił drugorzędną akwarelę Rafała Malczewskiego. Ten obraz kochał najbardziej, bo dzięki niemu otworzył się na sztukę, został kolekcjonerem. Dlatego patrzył na niego codziennie zaraz po przebudzeniu.

[srodtytul]Szukamy klasyków[/srodtytul]

Na rynku jest mnóstwo wybitnych, lecz niedocenionych dzieł, które możemy odkryć, pokochać i kupić. Zarówno dzieła klasyków, jak i młodych artystów. Niedoszacowane są obrazy i rysunki np. Włodzimierza Bartoszewicza (1899 – 1983) z przedwojennego Bractwa św. Łukasza, które możemy kupić nawet za kilka tysięcy. Rynek na pewno zwróci większą uwagę na wybitne malarstwo Antoniego Starowieyskiego (ur. 1973), kiedy w przyszłym roku odbędzie się wielka wystawa artysty. We wszystkich przedziałach cenowych możemy znaleźć interesujące dzieła. Już za 2 – 3 tys. zł upolujemy muzealnej wartości grafikę Józefa Gielniaka. Studentów i niedawnych absolwentów ASP od lat konsekwentnie promuje łódzki Dom Aukcyjny Rynek Sztuki (www.ryneksztuki.lodz.pl).

Co się dzieje na rynku? Z miniankiety przeprowadzonej wśród antykwariuszy wynika, że nie ma paniki ani wzmożonego popytu. Na razie klienci częściej pytają o towar. Krakowski marszand Andrzej Starmach: – W ostatnich tygodniach wzrosła liczba zapytań, co u nas można kupić i za ile. To są poszukiwania czysto lokacyjne. Klienci pytają o dzieła klasyków: Wróblewskiego, Kantora, Nowosielskiego, Sterna. Jeszcze parę miesięcy temu pytali o młodą sztukę. Teraz szukają pewniaków, nie chcą eksperymentować. Kantor czy Wróblewski to wartości pewne, poparte muzealnymi wystawami lub monografiami. Gdyby nawet miał się ziścić najgorszy scenariusz gospodarczy, to muzealnej wartości sztuka, jak wiemy z historii, najmniej traci na wartości lub nie traci wcale. Rynek sztuki został ogołocony przez muzea i bogatych kolekcjonerów. Sztuki nie da się pomnożyć w Internecie, jak pomnażano wirtualne pieniądze. Jeśli chodzi o dzieła muzealnej wartości, to poniżej 50 tys. zł nie mamy czego szukać. Za tyle można już znaleźć dobry gwasz Andrzeja Wróblewskiego.

Częstsze zapytania inwestorów odnotował też Marek Lengiewicz z Rempeksu: – Klienci, którzy traktowali rynek sztuki czysto inwestycyjnie, w ciągu ostatnich prawie ośmiu lat ostro odchodzili od rynku sztuki. Od lat się u nas nie pojawiali. Teraz zaczynają znów przychodzić. Dziwią się nowym cenom. Mówią: – Gdybym kupił to dziesięć lat temu, wtedy to było takie tanie... Oni przestali przychodzić, bo bez reszty zawierzyli np. funduszom inwestycyjnym, niektóre z nich obiecywały rocznie do 40 proc. zysku. Obecny kryzys dowodzi, że lepiej inwestować w zróżnicowany sposób, a nie tylko w fundusze – mówi Lengiewicz.

[srodtytul]Wzrost kosztów zakupu[/srodtytul]

Niektóre domy aukcyjne ostatnio podniosły nabywcom tzw. opłaty organizacyjne z 10 do 15 proc. Jeśli więc wylicytowałem obraz do 100 tys., to dziś dopłacę do niego już 15 tys. zł. Ma być obniżona kwota prowizji pobierana od sprzedawcy przedmiotu wstawianego na aukcję.

Problem polega na tym, że wysokość tej prowizji nie była oficjalnie podana w regulaminach. W związku z tym nie możemy mieć do końca pewności, czy antykwariusz faktycznie obniża nam prowizję, kiedy sprzedajemy obraz na aukcji. Te i inne koszty powinniśmy brać pod uwagę przy zakupie inwestycyjnym.

[wyimek]50 tys. zł - za tyle kupimy muzealnej wartości gwasz Andrzeja Wróblewskiego[/wyimek]

[ramka][srodtytul]Opinie dla „Rz”[/srodtytul]

[i][b]Marek Lengiewicz, Rempex[/b][/i]

Powtarzam od lat, że kupowanie sztuki to doskonała inwestycja, ale dla wnuka. To znaczy dziś kupuję muzealnej wartości przedmiot, a sprzedam go za np. 20 – 25 lat. Jeśli dziś kupimy, a sprzedamy za rok lub dwa, to nie zarobimy. I to jest pierwsza zasada. Druga podstawowa zasada inwestowania jest taka, że trzeba lubić sztukę! To nie może być tylko czysto ekonomiczny zakup. Historia dowodzi, że bez względu na sytuację gospodarczą lub polityczną zawsze istnieje popyt na dzieła wyjątkowe, najrzadsze. Dlatego łatwiej sprzedać jeden muzealnej wartości obraz za pół miliona niż 50 przeciętnych obiektów po 10 tys. zł. Większe zainteresowanie rynkiem sztuki to proces. To nie będzie automatyczne z dnia na dzień przeniesienie gotówki z banków lub funduszy do nas. Nie wierzę w to! Te pieniądze ludzie najpierw muszą zarobić. Na rynku sztuki inwestowane będą bieżące zyski. Zamożni ludzie nowe zyski rzadziej będą powierzać funduszom lub giełdzie.

[i][b]Andrzej Osełko, Lamus Antykwariaty Warszawskie [/b][/i]

Pierwsze wydanie „Pana Tadeusza” jeszcze pięć lat temu miało cenę ok. 2 tys. zł. W tym roku za ładne egzemplarze płacono 7 – 10 tys. zł. Czy tego rodzaju książki w Polsce mogą stracić wartość? Biblia Brzeska w 1994 r. kosztowała 9 tys. zł. Natomiast teraz egzemplarze w porównywalnym stanie kupowane są po ok. 100 tys. zł. Zapasy zabytkowych książek się wyczerpały. Od lat na większości aukcji z konieczności sprzedawane są książki wydane nawet w drugiej połowie XX wieku. Wysokie przebicia cenowe na aukcjach książek międzywojennych też świadczą o niskiej podaży. Na inwestycję nadają się zabytki najrzadsze i najdroższe. Co naturalne, oferowane są na aukcjach. Aukcję planujemy na 13 grudnia. Mamy np. dokument z podpisem Napoleona (cena wyw. 7 tys. zł) i bogato ilustrowane dzieło Heweliusza „Mechanika nieba” z 1673 r. Szacujemy, że cena wywoławcza wyniesie 120 lub 150 tys. zł. Na co dzień notujemy coraz więcej pytań. Ludzie chcą wymienić złotówki, które tracą na wartości w stosunku do obcych walut, na coś o ponadczasowej wartości.[/ramka]

Jak będzie wyglądał rynek sztuki? W sytuacji gdy pieniędzmi rządzi panika, jest to pytanie raczej do psychologa lub wróżbity. Panikę podgrzewają niektórzy dziennikarze, a inwestowanie w sztukę wymaga spokojnych decyzji i rzetelnej wiedzy o rynku. Nie warto się kierować tylko emocjami i radami antykwariuszy. Należy oszacować koszty zakupu, przechowania dzieła, jego konserwacji lub ubezpieczenia i koszty odsprzedaży w nieprzewidywalnej dziś przyszłości.

Dlaczego można dobrze zarobić na inwestycji w sztukę lub antyki? Z dwóch zasadniczych powodów. Mówi się, że sztuka to inwestycja długoterminowa. W perspektywie np. 20 – 25 lat w sprzyjających okolicznościach społeczeństwo na pewno się wzbogaci. Kiedy rośnie zamożność społeczeństwa, bogaci obywatele są w stanie więcej zapłacić za luksusowe przedmioty. Po drodze dodatkowo może nastąpić cud, dzięki któremu dzieła danego artysty podrożeją istotnie więcej niż innych. I to jest drugi powód wzrostu cen.

Pozostało 87% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy