Tyle że rząd ma problem. Po gdańską spółkę paliwową na poważnie ustawiają się w kolejce wyłącznie firmy rosyjskie. To dodatkowo kuszące dla budżetu, bo można się założyć, że Rosjanie w zamian za przejęcie kontroli nad drugą co do wielkości firmą paliwową w Polsce skłonni byliby nawet zapłacić znacznie więcej, niż wynikałoby to z wyceny spółki.
Jednak kraj pochodzenia potencjalnego inwestora w zasadzie ucina wszelkie spekulacje. Bo szanse na to, że kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi PO odda bardzo ważną z punktu widzenia strategicznego spółkę w ręce naszych wschodnich sąsiadów, są mniej więcej takie same jak na zwycięstwo reprezentacji Polski w przyszłorocznych finałach piłkarskich Euro 2012.
Być może, odkładając o kolejne tygodnie termin zgłaszania się chętnych na Lotos, rząd jeszcze się łudzi, że pojawi się jakiś rycerz na białym koniu (czytaj – znany zachodni koncern paliwowy). Na razie jednak na horyzoncie pusto. Dobrym wyjściem mogłoby być połączenie Lotosu z Orlenem i stworzenie dużej narodowej spółki paliwowej liczącej się w Europie. Jednak na przeszkodzie stoją, choćby mające też podteksty polityczne w tle, animozje pomiędzy firmami.