Rozmowa z Markiem Roeflerem, kolekcjonerem sztuki

Na Zachodzie ludzie na pewnym poziomie rozwoju duchowego i finansowego niejako automatycznie są miłośnikami sztuki - mówi Marek Roefler, kolekcjoner

Publikacja: 14.07.2011 01:10

Rozmowa z Markiem Roeflerem, kolekcjonerem sztuki

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

W swoim domu w Konstancinie utworzył pan prywatne muzeum sztuki artystów Ecole de Paris (www.villalafleur.pl). Część kolekcji należy do pana, część do firmy. Miłośnicy sztuki, po umówieniu się, mogą  obejrzeć dzieła.

Marek Roefler:

Tłumy gości odwiedziły nas spontanicznie, choćby przy okazji Nocy Muzeów lub Dni Konstancina każdy mógł wejść z ulicy. Stale ktoś umawia się telefonicznie. Przyjeżdżały wycieczki z miast zaprzyjaźnionych z Konstancinem z Francji i z Niemiec. Chętnie spędzają u nas czas dyplomaci akredytowani w Polsce. Odwiedzają nas fachowcy, była np. grupa konserwatorów zabytków.

Przede wszystkim odwiedziło nas wielu kolekcjonerów z Polski i świata. Niektórzy specjalnie przyjechali z bardzo daleka, kiedy przeczytali o tym prywatnym muzeum w zachodniej prasie. Gościliśmy małżeństwo kolekcjonerów z Nowego Jorku. Powiedzieli, że mają w Polsce dwa cele: odwiedzić Muzeum Chopina i... Villę La Fleur. Dla mnie jako kolekcjonera było to wyjątkowo miłe! Ta pani była kiedyś oficjalnie doradczynią prezydenta Reagana. Odniosłem wrażenie, że zachodnia prasa bardziej i skuteczniej zainteresowała się naszym muzeum. W kraju właściwie tylko „Rzeczpospolita" zamieściła na ten temat publikację.

Kto przede wszystkim odwiedza muzeum?

Rzuca się w oczy, że kolekcjonerzy ze świata to zwykle ludzie wysoko ustawieni w hierarchii społecznej. Można powiedzieć, że na świecie regułą jest, że ludzie bogaci i wpływowi są kolekcjonerami sztuki. Są, powiedziałbym, zbratani ze sztuką. Mój wspólnik Piotr Wiślicki, który odwiedzał niektórych naszych gości w ich domach, opowiada, że mają dzieła muzealne, oczywiście na światowym poziomie.

Okazało się, że w dalekim świecie dobrze znają nazwisko i dorobek np. malarza Kislinga, który urodził się w Polsce, tu żył. Nasi goście ze świata mają w domach najlepsze dzieła Kislinga i wysoko je cenią. W Polsce jego nazwisko często jest nieznane, podobnie jak nazwiska innych rodzimych artystów, którzy w świecie odnieśli autentyczny i trwały sukces.

Dlatego w służbowym gabinecie na honorowym miejscu powiesił pan świetny „Autoportret" Kislinga?

Ten obraz jest wizytówką mojej kolekcji. Bardzo go lubię!

Jak się kupuje doskonały obraz malarza światowej klasy?

Wymaga to codziennej pracy, porównywania cen. Warto znać bieżącą ofertę domów aukcyjnych i antykwariatów dosłownie na całym świecie. Piękny „Akt" Kislinga licytowałem kiedyś na aukcji w Japonii, ale nie udało mi się go kupić. Po pewnym czasie ten sam obraz wytropiłem i taniej kupiłem na aukcji w Londynie. „Autoportret" Kislinga kupiłem na aukcji w Sotheby's w Nowym Jorku w 2006 roku.

Czyli dobra sztuka, prywatne kolekcjonerstwo to sposób komunikowania się bogatych ludzi w świecie.

Na pewno!

Jeśli ktoś odwiedza mnie i widzi u mnie kolekcję dobrej sztuki, to znaczy, że należymy do tej samej sfery?

Może nie zawsze idealnie do tej samej sfery, bo nasi goście nierzadko mają u siebie obrazy np. Modiglianiego... Nazwijmy to pokrewieństwem duchowym. Faktem jest, że na Zachodzie ludzie na pewnym poziomie rozwoju duchowego i finansowego niejako automatycznie są miłośnikami sztuki. Odwiedzają muzea, czytają książki, znają marszandów, prenumerują i czytają katalogi aukcyjne ze świata. Potrafią i chcą o tym rozmawiać, bo sztuka naprawdę zajmuje ważne miejsce w ich życiu codziennym. To jest ich pasja i relaks. Dostaję od naszych gości prywatnie wydane albumy o ich kolekcjach. Przyjeżdża gość ze świata i obok swojej wizytówki wręcza mi naukowy katalog domowych zbiorów sztuki.

Zrobił pan lepszy interes dzięki temu, że w firmowym gabinecie ma pan świetny „Autoportret" Kislinga?

Nie ma to bezpośredniego wpływu na sukcesy zawodowe. Dzięki temu obrazowi w gabinecie nie sprzedam więcej mieszkań, nikt mi niczego taniej nie wybuduje, nikt nie sprzeda taniej gruntu pod inwestycję. Natomiast to tworzy wizerunek, bo jeśli ktoś ma pieniądze na dobrą sztukę, w dodatku cenioną w świecie, to znaczy, że ma pieniądze, czas i warunki, żeby na co dzień zajmować się sztuką. To znaczy, że firma jest stabilna, silnie zakorzeniona. Wiadomo, że w Polsce na zakup sztuki nie można dostać w banku kredytu. Tym bardziej więc, jeśli mam sztukę, to znaczy, że jestem wypłacalny, bo nie tylko spłacam firmowe kredyty, ale zostaje mi jeszcze gotówka na kolekcjonerską pasję. Zachodni kolekcjonerzy otwierają szeroko oczy ze zdziwienia, że w Polsce istnieje firmowa kolekcja. Polska nie jest w świecie kojarzona ze sztuką czy z prywatnym kolekcjonerstwem.

Odwiedzają mój dom dyplomaci akredytowani w Polsce. Wracają, przywożą ze sobą gości, też obcokrajowców. Tak od roku toczy się moje kolekcjonerskie życie. W świadomości Francuzów, Szwajcarów lub Amerykanów na pewno nie pojawi się moja firma Dantex SA, która pozostanie dla nich abstrakcją. Natomiast powiedziałbym, że ta kolekcja i prywatne muzeum to dobra wizytówka firmy i Polski. Jest to oczywiście także dobra inwestycja. Sława kolekcji rośnie. Obrazy z takiej kolekcji na pewno będą droższe niż równorzędne, ale bez proweniencji.

Jak wygląda rynek?

Jeśli chodzi o Szkołę Paryską, mało jest dobrego towaru. Z tego powodu, gdy pojawi się coś dobrego, ceny natychmiast są wysokie. Na rynku panuje kryzys, wyraźnie brakuje kapitału na zakupy. Właściciele dobrych dzieł nie należą do ludzi biednych i nie muszą się wyprzedawać.

Moja kolekcjonerska praca ma na celu także pobudzenie rynku. Poprzez upublicznienie zbiorów zachęcam tych zamożnych Polaków, którzy mają pieniądze, ale nie interesują się sztuką.

Dzieła jakiego artysty warto dziś kupować na inwestycję?

Sam chciałbym wiedzieć! Generalnie uważam, że artyści polskiego pochodzenia będą mieli zdecydowanie wyższe ceny, gdy wzrośnie zamożność naszego społeczeństwa. Jeszcze 10 – 20 lat temu obrazy niektórych tych malarzy można było kupić za bezcen. Olbrzymi wzrost notujemy, jeśli chodzi o obrazy Meli Muter. Doceniono prace kubistyczne Haydena. Na odkrycie rynkowe czekają Szymon Mondzain, Maurycy Mędrzycki.

Licytuje pan osobiście. Przed tym wyznacza pan sobie limit cenowy?

Zawsze!

Żałuje pan, że nie złamał przyjętej zasady?

Kiedy licytuję i jest kilku konkurentów, to gdy powiem „stop", nie żałuję, bo ci pozostali ostro podbijają ceny i jadą wysoko do góry. Wtedy mówię sobie: nie miałem żadnych szans! Co innego, gdy ja rezygnuję, a mój konkurent dorzuca np. 1000 euro i bierze mój wymarzony obraz. Wtedy to jest dopiero żal! Nawet po latach mimo woli zadaję sobie pytanie, czy gdybym wtedy dorzucił 1000 euro, mój konkurent by skapitulował?

Co pan kupił ostatnio?

Dwa bardzo dobre obrazy Mondzaina...

Ma pan już bogaty zestaw dzieł tego malarza.

Teraz kupiłem wczesne, świetne prace! Przygotowuję wystawę Mondzaina, na pewno się przydadzą. Mają doskonałą proweniencje, należały do kolekcji Oscara Gheza, są wielokrotnie reprodukowane.

Dzięki muzeum poznał pan wielu kolekcjonerów i właścicieli dzieł.

Marszandzi robią wszystko, żebym nie znał kolekcjonerów, żebym kupował tylko za ich pośrednictwem, z ich marżą. Poznanie właściciela to czysty zysk. Teoretycznie mogę od niego kupić taniej, bez narzutu domu aukcyjnego, który do wylicytowanej ceny dodaje np. 40 proc. dopłaty. Inna rzecz, że dwóch kolekcjonerów z trudem dochodzi do finansowego porozumienia, bo każdy kolekcjoner czuje się bardzo przywiązany do przedmiotów i uważa oczywiście, że ma same skarby.

Dwa lata temu zatrudnił pan historyka sztuki, kustosza zbiorów, którym jest Artur Winiarski. We wrześniu otwieracie kolejną wystawę.

Pokażemy dzieła Alicji Halickiej wypożyczone z prywatnych zbiorów i z państwowych muzeów. Jej dorobek nie został należycie opisany. Może dlatego, że żyła i tworzyła w cieniu męża Louisa Marcousissa. Krzysztof Zagrodzki, historyk sztuki i marszand z Paryża, napisał tekst do katalogu, który wydamy po polsku i angielsku. Trwa wystawa dzieł Bolesława Biegasa, też z prywatnych zbiorów.

CV

Marek Roefler.

Z wykształcenia fizyk. W 1983 roku założył firmę Dantex SA, która zajmuje się budową biurowców pod wynajem oraz realizacją inwestycji mieszkaniowych.

W swoim domu w Konstancinie utworzył pan prywatne muzeum sztuki artystów Ecole de Paris (www.villalafleur.pl). Część kolekcji należy do pana, część do firmy. Miłośnicy sztuki, po umówieniu się, mogą  obejrzeć dzieła.

Marek Roefler:

Pozostało 97% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy