Powracające jak bumerang obawy o przyszłość Hiszpanii, która może mieć problemy z obsługą zadłużenia (oprocentowanie hiszpańskich obligacji wciąż rośnie) nie pozwalają rynkom finansowym na złapanie oddechu.
Poniedziałkowa sesja na rynku walutowym zaczęła się od osłabienia złotego, który tracił na wartości w ślad za euro. Przed południem dolar amerykański kosztował w Warszawie ponad 3,23 zł. Frank szwajcarski zbliżał się do 3,5 zł, a euro przebiło ze sporym zapasem poziom 4,2 zł.
Po południu nastroje na parkietach zaczęły się jednak poprawiać. Przyczyniły się do tego zaskakująco dobre dane o sprzedaży detalicznej ze Stanów Zjednoczonych. Inwestorzy znowu zaczęli kupować akcje i waluty krajów rozwijających się. Dzięki temu, przed zamknięciem, złoty powrócił w okolice piątkowych wycen. Euro kosztowało niespełna 4,19 zł, frank nieco ponad 3,48 zł, natomiast dolar 3,2 zł.
Popołudniowa odwilż nie miała już jednak większego wpływu na ceny polskich obligacji. Ich oprocentowanie wzrosło. W przypadku pięciolatek do 5,08 proc., czyli najwyższego poziomu od początku lutego. Rentowność dziesięciolatek wynosiła 5,58 proc., a dwulatek – 4,78 proc.