Draghi zadeklarował gotowość banku do skupowania w nieograniczonych ilościach obligacji krajów, które zwrócą się o pomoc i zobowiążą się do wypełnienia pewnych warunków. Jednak jego oświadczenie nie było jedynym czynnikiem, który spowodował wzrost zaufania do strefy euro. Innym, jak zauważył Barroso, był fakt, że Grecja jednak pozostała członkiem strefy.
Agencja ratingowa Standard & Poor zdaje się potwierdzać te odczucia w wydanym w ubiegłym tygodniu oświadczeniu dotyczącym podwyższenia ratingu długu greckiego. A jeszcze na początku roku możliwość pozostania Grecji w unii walutowej kwestionowało wielu wysokiej rangi polityków, takich jak sam Barroso, Jean-Claude Juncker, a nawet szefowie banków centralnych, jak Jörg Asmussen. Mówili, że Grecja może być zmuszona do rezygnacji z euro, jeżeli nie spełni postawionych warunków.
Wśród niektórych polityków, często niemieckich, pomysł usunięcia Grecji zyskiwał na popularności. Jednak kanclerz Angela Merkel wstrzymała się z poparciem, przynajmniej do jesiennych wyborów, a symbolicznym potwierdzeniem jej zdecydowania, aby utrzymać kraj w strefie euro, była październikowa podróż do Aten.
Wydaje się, że wyrzucenie Grecji z unii walutowej niosło ze sobą zbyt wiele zagrożeń politycznych i gospodarczych dla Niemiec oraz eurolandu. Nie było również pewne, czy bezpośrednie koszty poniesione przez Niemcy i innych wierzycieli ulegną zmniejszeniu, gdyby Grecja zrezygnowała ze wspólnej waluty.
Zobaczymy, czy taką samą cierpliwość wykazywać będą Niemcy po wyborach. Ale do tego czasu Grecja otrzyma już od Niemiec znaczącą część wszystkich obiecanych pożyczek.
Problemem dla Niemiec będzie wówczas nie tyle pytanie, jak dużo jeszcze pieniędzy trzeba wpompować w Grecję, ile raczej – jaką część z tych pożyczek będzie ona w stanie spłacić i na jakich warunkach. Mało prawdopodobne jest, aby po usunięciu ze strefy euro spadek wartości nowej waluty narodowej poprawił zdolność Grecji do obsługi długu państwowego.