W całej Europie to przemysł jest epicentrum spowolnienia gospodarczego. W Polsce ten sektor wciąż jeszcze radzi sobie dobrze.
W październiku produkcja sprzedana przemysłu zwiększyła się w naszym kraju o 3,5 proc. rok do roku, przebijając szacunki ekonomistów. Po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych rosła nieco szybciej niż we wrześniu. Szczególnie dobrze radzą sobie branże zorientowane na eksport, co na pierwszy rzut oka kontrastuje z zapaścią w przemyśle Niemiec, naszego głównego partnera handlowego. Ekonomiści tłumaczą, że nad Renem, podobnie jak nad Wisłą, spowolnienie jak dotąd nie uderzyło w portfele konsumentów, a ich popyt wspiera polskie firmy produkcyjne.
Perspektywy popytu konsumpcyjnego są jednak coraz słabsze. W Polsce wyraźnie zwolnił wzrost dochodów gospodarstw domowych z pracy, co stłumiło rekordowy jeszcze we wrześniu optymizm konsumentów. Za Odrą słabnie koniunktura w usługach, która również jest miarą popytu konsumpcyjnego.
Tymczasem poza przemysłem sytuacja w polskiej gospodarce pogarsza się z miesiąca na miesiąc. Produkcja budowlana, która jeszcze wiosną rosła w dwucyfrowym tempie, zmalała w październiku o 4 proc. rok do roku, najbardziej od niemal trzech lat. Najmocniej tąpnęła produkcja firm specjalizujących się w budowie obiektów inżynierii wodnej i lądowej, co wskazuje na zastój w inwestycjach publicznych.
Niepokojące sygnały płyną też z sektora transportowego. Z danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego wynika, że w październiku rejestracje samochodów ciężarowych zmalały o prawie 23 proc. rok do roku, w tym największych ciężarówek o prawie 31 proc. Podobnie było we wrześniu. – Może to być jeden z pierwszych sygnałów nadciągającego spowolnienia gospodarczego, a nawet kryzysu – uważa Jakub Faryś, prezes PZPM.