Wszystko na razie wskazuje, że na bardziej znaczące odbicie w górę szanse są niewielkie. I to zarówno w Polsce, jak i na dużych rynkach UE. Ocenia się, że otoczenie gospodarcze oraz sytuacja w samej branży motoryzacyjnej doprowadzą do schłodzenia popytu. Wpłynie na to prawdopodobne osłabienie europejskiej gospodarki, jak również wzrost kosztów produkcji samochodów. Ten ostatni związany jest z wprowadzeniem od stycznia nowych limitów emisji spalin, co wymusza na producentach wprowadzanie kosztownych zmian technologicznych w silnikach. Koniecznością staje się także zwiększenie sprzedaży samochodów elektrycznych, droższych od spalinowych i wciąż – mimo sporych wzrostów rejestracji – mało popularnych.
Ceny w górę
– Jedyną technologią mogącą pozwolić na uniknięcie kar za przekroczenia emisji jest elektryfikacja, ale zarówno technologie napędów hybrydowych, hybryd plug-in, mild hybrid, jak i napędów całkowicie elektrycznych dużo kosztują. Nie ma więc szans, by ceny samochodów nie szły w górę – stwierdza Wojciech Halarewicz, wiceprezes Mazda Motor Europe ds. komunikacji i public affairs. W rezultacie także najbliższe miesiące mogą okazać się pod względem sprzedaży słabsze od tych z ubiegłego roku.
Spadki sprzedaży aut na rynkach europejskich uderzyłyby w polską produkcję części i komponentów wysyłanych do fabryk samochodów, zwłaszcza w Niemczech, Czechach i we Włoszech, należących do najważniejszych kierunków naszego motoryzacyjnego eksportu. Opublikowany na początku stycznia 2020 r. raport Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM) i firmy doradczej KPMG informował, że ponad 70 proc. przedstawicieli producentów i dystrybutorów branży motoryzacyjnej w Polsce spodziewa się pogorszenia sytuacji w nadchodzących miesiącach. – Obawy producentów w Polsce są wynikiem spowolnienia gospodarczego w Europie, co nie dziwi, bo krajowa branża motoryzacyjna jest ściśle powiązana z motoryzacją i gospodarką europejską – komentował Jakub Faryś, prezes PZPM.
Jechać z prądem
Według prognoz w 2020 r. sprzedaż nowych samochodów osobowych w Polsce zmaleje do 525 tys. z prawie 556 tys. w roku 2019. Polskim problemem może być także zwiększenie w rynku udziału samochodów elektrycznych przez brak odpowiednio wysokich bonusów finansowych, napędzających sprzedaż takich aut w innych krajach europejskich. Już w czwartek powinien wejść w życie program rządowych dopłat, ale ich wysokość jest niepewna. Według nieoficjalnych informacji zapowiedziane wcześniej przez rząd wsparcie mogące sięgać 37,5 tys. zł (ograniczone do 30 proc. wartości samochodu) miałoby zostać zmniejszone o połowę. Według przedstawicieli importerów samochodów wpłynie to na zmniejszenie popytu. – Naszym zdaniem pozostawienie już ogłoszonych warunków wsparcia jest fundamentalną kwestią – mówi Wojciech Osoś, dyrektor PR Opel Poland i Groupe PSA.
– Brak dopłat w wysokości 30 proc. ceny samochodu odbije się z pewnością negatywnie na sprzedaży, szczególnie modeli z segmentów popularnych, które jak np. Peugeot e-208 spełniają kryteria dla wsparcia – dodaje Dorota Kozłowska z Peugeot Polska.
Coraz mniej aut z polskich fabryk
Wyraźnym sygnałem rosnących problemów polskiej motoryzacji jest malejąca produkcja samochodów. W 2019 r. z linii produkcyjnych zjechało 621,8 tys. aut, w porównaniu do 632,7 tys. rok wcześniej i 666,9 tys. w 2017 r. Gdyby porównać ubiegłoroczny wynik do tego sprzed dekady, spadek okazuje się wyjątkowo głęboki: w 2009 r. wyprodukowano prawie 991 tys. pojazdów. Bardzo możliwe, że w 2020 r. spadek dodatkowo się pogłębi. W połowie ub.r. KPMG i PZPM informowały, że sześciomiesięczna produkcja pojazdów samochodowych wyniosła 359,9 tys. i w ujęciu r./r. była mniejsza o 0,6 proc. Według GUS w 2019 r. przeciętna miesięczna produkcja samochodów osobowych w polskich fabrykach zmalała do 36,8 tys. sztuk tj. najniższego poziomu w drugiej połowie obecnej dekady.