Byłby to pierwszy krok do wejścia na rynek azjatycki zamknięty dla polskich firm od sześciu lat.
– W czwartym kwartale tego roku mają do Polski przyjechać inspektorzy z Hongkongu, aby sprawdzić, jak działa nasz system nadzoru weterynaryjnego – mówi „Rz” Krzysztof Jażdżewski, zastępca głównego lekarza weterynarii. Jeżeli uznają, że mięso z Polski jest bezpieczne, podczas kolejnej wizyty skontrolują zakłady zainteresowane eksportem. Procedury potrwają co najmniej pół roku. – Hongkong nie byłby dużym rynkiem zbytu. Mógłby stać się jednak bramą dla naszych producentów na rynki dalekowschodnie – uważa Krzysztof Jażdżewski.
Kraje azjatyckie nie kupują wołowiny z krajów Unii Europejskiej od 2002 r. w obawie przed chorobą BSE. Nawiązanie współpracy z Hongkongiem ułatwiłoby nam rozpoczęcie rozmów o otwarciu granic z innymi krajami. Perspektywa wejścia na kolejny rynek cieszy nasze zakłady mięsne, które już teraz większość wytwarzanej przez siebie wołowiny sprzedają za granicę, głównie do Włoch, Niemiec i Holandii.
– Azja jest atrakcyjnym rynkiem, ponieważ rośnie tam popyt na drogie mięso wysokiej jakości – mówi Ryszard Smolarek, prezes Zakładów Mięsnych Łmeat w Łukowie. Firma ta eksportuje 90 proc. wołowiny.
O tym, że na rynkach azjatyckich można uzyskać wyższą marżę, przekonały się już zakłady eksportujące wołowinę do Japonii i Korei Południowej. Jerzy Majchrzak, rzecznik Sokołowa, wicelidera polskiego rynku mięsnego, zwraca jednak uwagę, że za wyższą ceną stoją wyższe wymagania. Japończycy i Koreańczycy oczekują, że za każdym razem otrzymają towar o identycznym wyglądzie i jakości.