Z tego ponad 3 tys. trafiło do nas spoza terenu Unii. To pierwszy od marca tego roku miesiąc, w którym indywidualny import zszedł poniżej 100 tys. sztuk.
– Nałożyło się na ten wynik kilka rzeczy, z osłabieniem się złotówki na czele – komentuje Jakub Faryś, dyrektor Polskiego Związku Firm Motoryzacyjnych. – Euro było po 3,15 zł, teraz jest po 3,45 zł. To prawie 10-proc. różnica. W wielu wypadkach opłacalność importu znacznie się zmniejszyła – uważa.
Faryś zwraca też uwagę na ogromny import w lipcu (po korekcie MF – 128,2 tys. aut). – Pewnie wiele osób liczących na szybką sprzedaż w kraju pojazdów przywiezionych w lipcu przeliczyło się. No i wreszcie w przypadku importu najnowszych modeli ważne były obniżki w polskich salonach. One sięgnęły 20 proc. Ludzie, którzy myśleli o przywiezieniu nowego lub prawie nowego auta, rezygnują z tego. Kupią w Polsce, bo to się opłaca – tłumaczy Faryś.
Sierpień przyniósł też zmianę tendencji w strukturze wiekowej sprowadzanych aut. Od początku roku stale rósł udział w imporcie pojazdów do czterech lat, a zmniejszał dziesięcioletnich i starszych. Tymczasem w minionym miesiącu odsetek wozów do czterech lat zmniejszył się do 14,5 proc. (z 15 proc. w lipcu), a w grupie najstarszych zwiększył do 40,4 proc. (z 38,6 proc. miesiąc wcześniej).
Od początku roku trafiło do Polski już prawie 780,2 tys. używanych aut. – Sierpień nie zwiastuje trwałego spadku importu – uważa Wojciech Drzewiecki, prezes Instytutu Badania Rynku Motoryzacyjnego Samar. – Wrzesień przyniesie odbicie. Pytanie tylko, czy do poziomu z wiosny, czyli okolic 100 tys. sztuk, czy lipcowego, czyli prawie 130 tys. Tak czy inaczej, przekroczenie miliona aut w imporcie indywidualnym jest w tym roku pewne – dodaje.