Mimo braku porozumienia o cenie surowca dla Białorusi, Rosja tłoczy ropę do Europy i białoruskich rafinerii.
Doniesienia Agencji Reutera i innych mediów o wstrzymaniu przez Kreml dostaw ropy zdementowała w poniedziałek rzeczniczka białoruskiego koncernu Biełnieftiechim Maryna Kaściuczenka. Dodała, że bez zakłóceń przebiega tranzyt surowca tłoczonego przez Białoruś do Polski, Niemiec i krajów bałtyckich.
Groźba wstrzymania dostaw ropy pojawiła się po zerwaniu rosyjsko-białoruskich negocjacji w sprawie cen na surowiec dla Mińska. Rozmowy wznowiono w niedzielę, ale żadna ze stron nie ustępuje.
Do końca ubiegłego roku Białoruś płaciła obniżone cło eksportowe na ropę z Rosji na poziomie ok. 35 proc. standardowej stawki. Moskwa zażądała od 1 stycznia pełnej opłaty, bo porozumienie sprzed trzech lat ustanawiające zniżkę wygasło. Władze w Mińsku argumentują, że skoro Rosja, Białoruś i Kazachstan mają w ciągu pół roku stworzyć unię celną, to sprzedaż ropy między krajami w ogóle nie powinna być obciążona opłatą. Moskwa twierdzi, że unia nie obejmuje dostaw surowca.
Obciążenie Białorusi pełnym cłem spowodowałoby ogromne problemy dla białoruskiego budżetu. Zdaniem białoruskiego ekonomisty Jarosława Romańczuka, przyjęcie warunków Kremla kosztowałoby Mińsk 5,6 mld dol. rocznie, co odpowiada 11 proc. białoruskiego PKB.