Zakaz połowu dorszy we wschodniej części Morza Bałtyckiego daje się dotkliwie we znaki zakładom przetwórczym. Rybacy przywożą znacznie mniej ryb, a jeśli dorsze, to głównie z zachodniej części Bałtyku. Tam wciąż mogą łowić te ryby.
– Otrzymujemy dorsze od polskich rybaków, ale złowione legalnie w zachodnim Bałtyku – zapewnia Kristian Nielsen, dyrektor generalny duńskiej firmy Espersen.
Gdy tylko Komisja Europejska poinformowała o restrykcjach dla polskich rybaków, Espersen zaczął wymagać od swoich dostawców dokumentów potwierdzających źródło pochodzenia ryb. Do tej pory polskie zakłady przetwórcze nie przywiązywały do tego wagi. Dokumenty pierwszej sprzedaży ryb wystawiają rybacy, ale przetwórnie kupują rybę od pośredników, którzy nie muszą już mieć dokumentów na całą partię towaru.
Espersen, który dostarcza produkty m.in. dla McDonald’s, wymaga potwierdzenia pochodzenia ryb nawet od pośredników. Audytorzy KPMG prześwietlili, czy dostawcy Espersena przekazują raporty do Centrum Monitorowania Ryb. Firmy, które odmówiły współpracy, zostały skreślone z listy dostawców. Jak się dowiedzieliśmy w CMR, tylko Espersen wprowadził w Polsce tak ostrą kontrolę pochodzenia towaru.
– To będzie w najbliższych latach powszechny trend. Polski dorsz zaczyna mieć trudności w wejściu na zagraniczne rynki – przewiduje prof. Piotr Bykowski, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Przetwórców Ryb.