To, że pesymizm jest naszą wadą narodową, widać doskonale w zderzeniu z Hiszpanami, którzy w tym roku organizują Expo. Chociaż nam do rozgrywek Euro 2012 zostały jeszcze cztery lata, gros Polaków jak mantrę powtarza: „nie zdążymy”. Czarne scenariusze odsuwają zaś od siebie Hiszpanie, którym do rozpoczęcia wystawy pozostały niespełna dwa tygodnie. Tymczasem Saragossa wygląda jak wielki plac budowy, a anglojęzycznych pracowników obsługi można zliczyć na palcach.
– Fiesta, sjesta i manana to dla Hiszpanów świętość. I choć Expo zbliża się wielkimi krokami, oni ze swojego trybu życia nie rezygnują – opowiada Stanisław Górecki, właściciel Zakładu Budowy i Dekoracji z Wrocławia, który jest generalnym wykonawcą polskiego pawilonu na Expo 2008. Górecki wraz z ekipą z Polski pracuje tam już dwa i pół miesiąca.
I chociaż hiszpańskie media donosiły ostatnio o zatrudnieniu dodatkowych 700 pracowników, aby roboty na terenach wystawowych trwały 24 godziny na dobę, Polacy przygotowujący nasz pawilon nie pozostawiają złudzeń – nocami i w weekendy na budowie można spotkać głównie obcokrajowców.
– Hiszpanie zapewniają, że zdążą, ale trudno w to uwierzyć, gdy się widzi, w jakim stanie są tereny wystawy – przyznaje Maciej Pawlicki, komisarz generalny polskiej sekcji Expo 2008. Zaraz jednak dodaje, że wszystko jest możliwe. – Pamiętam, jak osiem lat temu w Hanowerze Niemcy dzień przed rozpoczęciem wystawy kładli chodniki – wspomina.
Prace trwają nie tylko na terenie wystawy, ale także w całej Saragossie. Rusztowania zasłaniają główny zabytek miasta – Bazylikę del Pilar. Remontowana jest jeszcze droga prowadząca bezpośrednio na tereny wystawy. A jej obsługa w bardzo nielicznych przypadkach włada angielskim. – Gdyby tak było w Polsce, wszyscy uznaliby to za kompromitację na skalę międzynarodową – dziwią się goście z Polski.