Tak wynika z ostatecznej wersji studium wykonalności projektu umożliwiającego transport ropy kaspijskiej przez Morze Czarne na Ukrainę i do Polski. Kilka dni temu analizy zaakceptował zarząd Sarmatii. Ta spółka chce budować połączenie między systemami ropociągów Ukrainy i Polski. Jej udziałowcy – firmy z Polski, Ukrainy, Gruzji, Azerbejdżanu i Litwy – na walnym zgromadzeniu zaplanowanym na 24 kwietnia mają zatwierdzić dokumenty.
Ma też zastanowić się nad rozpoczęciem realizacji projektu. Podzielono go na trzy fazy – pierwsza zakłada import 5 – 7 mln t ropy rocznie, które bez łącznika polsko-ukraińskiego mogłyby być wykorzystywana w rafineriach na Ukrainie, Słowacji i w Czechach. W drugiej fazie po wybudowaniu ropociągu z Brodów na Ukrainie do Adamowa na granicy z Polską transport ropy mógłby wzrosnąć nawet do 20 mln t rocznie. Warunkiem są jednak zamówienia ze strony PKN Orlen i grupy Lotos. W ostatnim etapie projektu przewidziano, że do Europy przez Polskę i Ukrainę popłynie nawet do 40 mln t ropy rocznie. Ale to zależeć będzie od zainteresowania innych rafinerii.
W czwartek doradca prezydenta Ukrainy Bogdan Sokołowski zapowiedział, że po 24 kwietnia ruszy praktyczna faza realizacji projektu. Bez względu na polityczne poparcie projektu, które deklarują prezydenci pięciu zainteresowanych krajów, główną kwestią są umowy na zakup ropy transportowanej z Azerbejdżanu. Sarmatia nie rozpoczęła rozmów o dostawach ani z Orlenem, ani z Lotosem. Koszty budowy ropociągu między Ukrainą a Polską oraz niezbędnej dodatkowej infrastruktury szacuje się na 1,5 – 2 mld zł.