W piątek na giełdach w USA nie było już śladu po hurraoptymistycznych nastrojach widocznych po opublikowaniu danych o 3,5-proc. wzroście amerykańskiego PKB w trzecim kwartale. Na parkietach zrobiło się czerwono m.in. z powodu publikacji danych dotyczących słabej kondycji finansowej konsumentów. Dane Departamentu Handlu pokazały, że we wrześniu dochody Amerykanów pozostały bez zmian względem sierpnia, a wydatki konsumenckie – stanowiące 70 proc. w amerykańskim PKB – zmniejszyły się o 0,5 proc., do 47,2 mld dol.

Firmy nadal tną pensje lub zostawiają je bez zmian. Nastąpiło też pogorszenie nastrojów konsumentów – mierzący je indeks Uniwersytetu Michigan spadł z 73,5 pkt we wrześniu do 70,6 pkt w październiku. Według ekonomistów tak kiepskie dane świadczą m.in. o tym, że pakiet stymulacyjny przynosi coraz mniejsze efekty. Poza tym Amerykanie skupiają się w tym roku głównie na oszczędzaniu i spłacaniu długów.

– Ożywienie gospodarki w najbliższych miesiącach będzie bardzo słabe – tłumaczy „Rz” Desmond Lachman, analityk waszyngtońskiego American Enterprise Institute, były dyrektor zarządzający w Salomon Smith Barney. Ostrzega też, że trudno prognozować, czy za sześć lub dziewięć miesięcy PKB nadal będzie wzrastać.

– W następnym kwartale powinniśmy znów zobaczyć wzrost, ale już mniejszy, wynoszący około 2 – 3 proc. Najważniejsze jest jednak pytanie o to, co będzie się działo w gospodarce w 2010 roku – mówi. Desmond Lachman podkreśla, że w ostatnich miesiącach gospodarka USA była tak bardzo napędzana przez różne programy rządowe, między innymi wymiany starych samochodów na nowe, że gdyby mimo to w trzecim kwartale nie było wzrostu PKB, to oznaczałoby, że USA są w poważnych tarapatach. Zaznacza jednak, że konsumenci mogą nawet nie odczuć, że Ameryka wyszła z recesji, bo bezrobocie wciąż będzie się utrzymywać na poziomie około 10 proc., a płace utrzymają się na niezmienionym poziomie lub nawet zmaleją.

– Przypuszczam, że jeszcze długo będziemy mieli do czynienia z depresją. Podobnie było podczas wielkiej depresji z lat 30. XX wieku, podczas której też było kilka lat, kiedy notowano wzrost PKB – przekonuje w rozmowie z „Rz” ekonomista dr Howard Richman.