Koncern Volkswagena niezrażony doświadczeniem z Lupo, który nie odniósł spektakularnego sukcesu, przygotował nową ofensywę w segmencie A. Do walki wystawił aż trzy auta – swój model Up!, Seata Mii i Skodę Citigo. Czasy się zmieniają. Ulice robią się coraz bardziej tłoczne, miejsc do parkowania brakuje, paliwo drożeje. Nic więc dziwnego, że dziś łaskawszym okiem spoglądamy na małe samochody. Takie, które sprawnie dowiozą nas do pracy, podrzucą dziecko do przedszkola, czy sprawdzą się jako pierwsze auto dla dorastającej młodzieży.
Skoda Citigo wśród volkswagenowskich bliźniaków nie wyróżnia się tylko niską ceną. Dzięki kilku prostym zabiegom stylistycznym chce wyraźnie podkreślić przynależność do czeskiej rodziny. Nic dziwnego – przecież to pierwszy maluch w historii firmy z Mladá Boleslav. Przód auta zdobią skośne reflektory, pomiędzy którymi znalazł się charakterystyczny grill w chromowanej obwódce. Na masce zaś dumnie błyszczy nowe logo Skody – srebrne, pozbawione zielonkawych akcentów.
We wnętrzu Citigo króluje prostota. W oczy rzuca się brak nawiewów pośrodku deski rozdzielczej, w miejscu zazwyczaj na nie przeznaczonym mamy pokrętła klimatyzacji. Powietrze tłoczone jest przez kratkę na górze kokpitu i dwa gustowne, okrągłe nawiewy umieszczone w tradycyjnych miejscach przy drzwiach.
Plastiki we wnętrzu nie uginają się przy naciśnięciu palcem, ale nie sprawiają też wrażenia tandetnych.
Trójramienna kierownica o niebyt dużej średnicy i grubym wieńcu obszytym skórą przyjemnie klei się do dłoni. Szkoda tylko, że to luksusu zarezerwowany dla najdroższej wersji wyposażenia. Pozostałe mają skromniejszy ster.