Związkowcy: protest kontynuuje ok. 2 tys. górników

W czterech kopalniach Kompanii Węglowej (KW), które według rządu mają zostać zlikwidowane, w sobotę rano protest pod ziemią i na powierzchni kontynuuje około 2 tys. osób – podali związkowcy.

Aktualizacja: 10.01.2015 08:47 Publikacja: 10.01.2015 08:33

Związkowcy: protest kontynuuje ok. 2 tys. górników

Foto: Bloomberg

W sobotę wizytę na Śląsku ma złożyć delegacja z udziałem pełnomocnika rządu ds. restrukturyzacji górnictwa Wojciecha Kowalczyka. Przedstawiciele związków zawodowych podają, że nie otrzymali zaproszenia do rozmów.

Rząd zapowiedział w środę, że w ramach planu naprawczego KW zamierza zlikwidować kopalnie: Brzeszcze w miejscowości o tej nazwie, Bobrek-Centrum w Bytomiu, Sośnica-Makoszowy w Gliwicach i Zabrzu oraz Pokój w Rudzie Śląskiej.

Szef górniczej Solidarności Jarosław Grzesik powiedział w sobotę rano dziennikarzom przy bramie kopalni Bobrek-Centrum, że w kopalni Brzeszcze protestuje ponad 600 pracowników, w Bobrku-Centrum - ponad 500, w kopalni Pokój - ponad 400, a w kopalni w Sośnica-Makoszowy - ok. 450. Nieco inne dane przedstawiają służby kryzysowe wojewody, według których w protestach rano uczestniczyło 1556 pracowników, z czego 1239 przebywało pod ziemią.

"Ta liczba cały czas jest płynna, zmienia się ze względu na to, że robimy wszystko, żeby nie zatrzymać ruchu tych zakładów. Namawiamy pracowników, żeby zmieniali się, wyjeżdżali, szli do pracy, żeby nie zatrzymywać biegu ścian, przodków, chodników i zakładów przeróbczych" - zaznaczył związkowiec.

Według Grzesika, proces likwidacji kopalń został już de facto rozpoczęty - zarząd opublikował w piątek komunikat, w którym namawia pracowników dołowych z przeznaczonych do zamknięcia kopalń, by deklarowali, do których zakładów chcę przejść. "Przestrzegam pracowników tych kopalń, że wyrażanie zgody na przeniesienie na inne kopalnie w tym momencie może oznaczać zgodę na zlikwidowanie własnej kopalni" - powiedział Grzesik.

Szef górniczej "S" poinformował, że związki nie otrzymały dotychczas zaproszenia do rozmów z delegacją rządową, która ma w sobotę przyjechać na Śląsk.

Centrum Informacyjne Rządu podało w czwartkowym komunikacie, że podczas sobotniej wizyty Kowalczykowi będą towarzyszyć wiceminister skarbu państwa Rafał Baniak, wiceminister pracy i polityki społecznej Jacek Męcina oraz podsekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Jakub Jaworowski.

Na temat planu naprawczego dla KW przedstawiciele rządu mają rozmawiać z władzami i samorządowcami z woj. śląskiego i małopolskiego. Na spotkaniu mają też być omówione przygotowania w sprawie planu wspierającego rozwój gospodarczy i powstanie nowych miejsc pracy na terenach, w których będą wygaszane kopalnie - podały służby prasowe rządu.

W wydanym oświadczeniu Kowalczyk zapowiedział, że w kolejnych dniach strona rządowa odbędzie cykl spotkań z przedstawicielami samorządów województw śląskiego i małopolskiego. Samorządowcy z miast, gdzie mają być zamykane kopalnie wyrażali zaskoczenie decyzją rządu. Apelowali o uwzględnienie skutków społecznych decyzji ws. KW oraz o prowadzenie restrukturyzacji górnictwa w konsultacji ze wszystkimi zainteresowanymi stronami.

„To nie samorządowcy protestują na dole kopalń, tylko górnicy. Trzeba się spotkać z delegacją górników, żeby zakończyć tę sytuację" – podkreślił w sobotę Grzesik.

Wcześniej Kowalczyk zwrócił się w liście do związków KW o przedstawienie ich planu racjonalnych i możliwych do wdrożenia działań, które ustabilizują sytuację w KW. Zadeklarował gotowość do spotkania w każdym uzgodnionym terminie i miejscu oraz chęć rzetelnego pochylenia się nad propozycjami związków.

„W tej chwili jedynym rozwiązaniem, żeby przekonać ludzi do zakończenia protestu jest jasne i wyraźne stwierdzenie, że ten program, który nie został ze związkami zawodowymi uzgodniony, skonsultowany, nadaje się do kosza" – odpowiedział szef górniczej "S". Zapewnił, że związkowcy są w stanie zaakceptować nawet trudne decyzje, ale jeśli będą podejmowane „w konsensusie społecznym". „A to jest farsa. Tutaj nikt nawet nie próbuje udawać, że jakikolwiek dialog jest prowadzony" – dodał.

Związkowcy nie przyjechali w piątek do Warszawy, gdzie zaprosił ich Kowalczyk. Wystosowali natomiast list do premier Ewy Kopacz, w którym zadeklarowali gotowość natychmiastowego rozpoczęcia rozmów na temat branży. Warunkiem podjęcia rozmów jest wycofanie się przez rząd z planów likwidacji kopalń. Wyrazili też zdanie, że takie rozmowy powinny odbyć się na Śląsku.

Na poniedziałek w całym regionie śląsko-dąbrowskim zaplanowano akcję protestacyjno-strajkową. Związkowcy na razie nie chcą zdradzać szczegółów. Podkreślają jednak, że chodzi nie tylko o problemy górnictwa, lecz także sytuację znajdującego się na krawędzi upadku gliwickiego Bumaru (z branży zbrojeniowej) czy też zakładów przemysłu stalowego.

Według przyjętego w środę przez rząd planu naprawczego dla KW możliwości dofinansowania tej spółki wyczerpały się i bez restrukturyzacji upadnie ona w ciągu miesiąca. Wśród rozwiązań wskazano likwidację czterech kopalń KW, przeniesienie 6 tys. osób do innych zakładów i osłony dla 5,2 tys. zwalnianych – kosztem ok. 2,3 mld zł.

Zgodnie z planem ok. 2100 osób, którym do emerytury zostanie mniej niż cztery lata, będzie mogło przejść na urlopy górnicze. Plan zakłada też, że z pracy w likwidowanych kopalniach odejdzie za odprawami do 400 górników dołowych (odprawy w wysokości 24-miesięcznych pensji), do 1,1 tys. pracowników przeróbki (odprawy w wysokości 10-miesięcznych zarobków) oraz ok. 1,6 tys. pozostałych osób pracujących na powierzchni (odprawy w wysokości 3,6-krotności miesięcznego wynagrodzenia).

Posłowie PO złożyli w Sejmie projekt nowelizacji ustawy o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego. Jest on niezbędny dla realizacji planu restrukturyzacji KW. Projekt zakłada, że nadzór właścicielski nad spółkami węglowymi będzie sprawował minister skarbu państwa, a nie jak dotąd minister gospodarki. Nowelizacja ma umożliwić nabywanie kopalń przez Spółkę Restrukturyzacji Kopalń SA oraz prowadzenie (przez tę spółkę) ich likwidacji. Ustanowi również zasady restrukturyzacji zatrudnienia w kopalniach likwidowanych przez SRK.

Eksperci: zaangażowanie energetyki w górnictwo może oznaczać droższą energię

Węgiel ze Śląska generalnie jest drogi i mimo planów ograniczania kosztów, wejście sektora energetycznego w górnictwo oznacza wzrost cen energii - uważają eksperci. Takie zaangażowanie energetyki przewiduje przyjęty przez rząd program naprawy Kompanii Węglowej.

Program przewiduje m.in. likwidację 4 najbardziej nierentownych kopalń KW oraz utworzenie spółki celowej z dziewięciu innych. Przewiduje się w nim możliwość objęcia części udziałów przed podmioty sektora energetyki.

Konsolidację górnictwa z energetyką zapowiedziała po przyjęciu programu premier Ewa Kopacz. Oświadczyła jednocześnie, że szczegóły objęcia aktywów górniczych przez spółki energetyczne pod kontrolą państwa przedstawi minister skarbu.

Rządowy pełnomocnik ds. restrukturyzacji górnictwa Wojciech Kowalczyk przekonywał, że spółki energetyczne są takim rozwiązaniem zainteresowane, bo każdy koncern energetyczny chce mieć zapewniony dostęp do paliwa.

Skończy się zapewne na zaangażowaniu w górnictwo PGE, bo Tauron ma własne kopalnie, Enea kupuje węgiel w Bogdance, a Energa ma tylko jedną niewielką elektrownię węglową i wiele węgla nie potrzebuje - ocenił Maciej Bukowski z think-tanku WISE.

Jak dodał, zaangażowanie PGE oznacza "prawie na pewno" wzrost cen energii, bo spółka musi skądś wziąć pieniądze na kupno górniczych aktywów, a kwoty rzędu kilku mld zł to za dużo nawet dla tak dużej firmy, która w dodatku musi prowadzić własne inwestycje. Chyba, że rząd zrezygnuje z dywidendy od PGE, w której ma ponad 60 proc. - dodał. Za 2013 r. PGE wypłaciła 2 mld zł dywidendy, rządowi przypadło 1,2 mld.

Również ekspert ds. polityki energetycznej prof. Krzysztof Żmijewski ocenia, że efektem będzie wzrost cen energii. Węgiel jest drogi, bo koszty funkcjonowania kopalń są większe niż ich przychody, ale zwiększenie przychodów przez zmuszenie sąsiedniego sektora, aby kupował ten węgiel i kupował go drożej oznacza, że energia będzie droższa - powiedział Żmijewski.

"Chyba, że się okaże, iż dziś ceny energii są zawyżone i można z nich coś +wycisnąć+ dla górnictwa. Wydaje mi się jednak, że w porównaniu do cen europejskich ceny energii w Polsce nie są zawyżone. Nasza energia nie zawiera tzw. niezasłużonych zysków, a to oznacza, że cena energii wzrośnie, co odczują i gospodarstwa domowe i przemysł, który stanie się mniej konkurencyjny" - ocenił prof. Żmijewski.

"Czyli tą chorobę, którą mamy w górnictwie przeniesiemy na przemysł. Pytanie czy to jest rozwiązanie, bo normalnie ognisko choroby staramy się wyizolować, a tutaj przenosimy ją po całym kraju" - dodał. Żmijewski przypomniał, że 15 lat temu, w czasie reformy Jerzego Buzka i Janusza Steinhoffa, takich rozwiązań jak konsolidacja górnictwa z energetyką nie zastosowano, mimo, że tamta reforma była nieporównywalnie głębsza.

Rządowy program przewiduje obniżanie kosztów działalności nowej KW. Bukowski wskazał jednak, że koszty wydobycia generalnie będą mieć jednak tendencję rosnącą, bo zależą od rozwoju całej gospodarki. W miarę rozwoju płace generalnie rosną, a dobra inwestycyjne drożeją - podkreślił.

Z kolei Żmijewski podkreślił, że w planach rządu nie uwzględniono chyba takiego czynnika jak postęp technologiczny dający możliwości samodzielnego produkowania energii. Jeżeli energia zdrożeje, sprzeda się jej mniej i nie będzie czym dofinansować kopalń, bo ludziom będzie się opłacało produkować samemu - wyjaśnił. Jego zdaniem ruchu prosumenckiego zatrzymać się nie da, bo to rewolucja o charakterze technologicznym, jak telefonia komórkowa czy internet. A nowa ustawa o OZE, która jest w Sejmie daje więcej możliwości dla działalności prosumenckiej - przypomniał.

Ekspert ds. energii i klimatu KIG, b. wiceminister przemysłu i handlu Herbert Gabryś pytany o konsekwencje wejścia sektora energetycznego do górnictwa zaznacza, że nie są znane szczegóły ani tego planu, ani planów kolejnej konsolidacji energetyki. "Przecież obydwa nie mogą być traktowane odrębnie. Zatem, trochę wróżymy z fusów" - dodał.

"Jeśli energetyka miałaby wejść w restrukturyzację górnictwa z zaangażowaniem kapitałowym i organizacyjnym w pozyskanie zasobów na miarę przyszłych potrzeb, z szansą na możliwość wpływania na przewidywalną cenę tego węgla, to to może się bronić".

Gawryś dodaje jednak, że jeśli w planie tym są polityczne cele, które mają służyć podtrzymaniu "bytów kosztownych i niereformowalnych, to brzmi to groźnie".

"Jeśli jest tam także ukryta nadzieja, że energetyka poradzi sobie z urentownieniem górnictwa, w tym z likwidacją działalności nierentownych kopalń, to ta nadzieja również może się sprawdzić" - mówi.

Jak wyjaśnia, polska energetyka z racji zasobów i uwarunkowań, jeszcze przez wiele lat "w znaczącej części" oparta będzie o paliwa stałe.

"Zasoby węgla brunatnego są na ponad dwieście lat. Mogą i powinny być zagospodarowane. Zasoby węgla kamiennego są mniejsze bo na lat kilkadziesiąt, ale są. W latach 30 i 50 - tych XXI w. jeden i drugi węgiel, w rozumieniu bezpieczeństwa energetycznego, będzie w Polsce potrzebny" - mówi PAP Gabryś.

Pytany o to, czy zaangażowanie sektora energetycznego w restrukturyzację górnictwa nie wpłynie na cenę energii, Gabryś przypomina, że polski rząd, który nie zawetował - bo nie mógł zawetować - pakietu klimatycznego, równocześnie przyjął na siebie "odpowiedzialność takiego kreowania wyników energetyki, by nie przeniosło się to znacząco na ceny energii elektrycznej dla odbiorcy końcowego - musi to także odnieść się do cen węgla energetycznego". (PAP)

Biznes
UE chce dobić sankcjami Nord Stream. Miliardy na atom w Wielkiej Brytanii
Biznes
Jak idzie sprzedaż akcji Arlenu? Ostatnia prosta
Biznes
250 mld zł na obronę polskiego nieba
Biznes
Deregulacja na półmetku. Teraz zespół Brzoski będzie patrzeć na ręce posłom
Biznes
Sieć Play z zasięgiem na wakacje. Zainwestowane miliardy