Premiera iPhone'ów serii 8 oraz nowej wersji X, wypuszczonej specjalnie z okazji 10-lecia smartfonów Apple, nie przyniosła oczekiwanych fajerwerków. A wynikało to choćby z tego, że na długo przed wtorkową konferencją wyciekła spora garść informacji o tych urządzeniach. Mimo to zaskoczeń i tak byłoby niewiele.
Firma kierowana przez Tima Cooka ogłosiła np. wprowadzenie ładowania indukcyjnego (bezprzewodowego) dla nowej serii swoich telefonów, uznając to za jeden z przełomów technologicznych. Problem w tym, że takie rozwiązania konkurencyjni producenci oferują już od dawna.
Negatywnych zaskoczeń było więcej. Największym jest cennik. Wygórowany. Apple nie jest jednak jedynym, który podbija stawki za swoje urządzenia. Producenci smartfonów już od paru lat konsekwentnie podnoszą ceny swoich topowych smartfonów. Można powiedzieć wręcz o rywalizacji Apple i Samsunga w tym zakresie.
W 2008 r. za iPhone'a trzeba było zapłacić 600 dol. Kilka miesięcy po premierze ceny jednak spadły do 399 dol. W kolejnych latach było już drożej, choć ceny utrzymywały się na dość stabilnym poziomie.
Za iPhone'a 4s, potem iPhone'a 5, czy serię 6 i 7 trzeba było zapłacić ok. 850 dol. Więcej kosztowały wersje 6 Plus i 7 Plus (powyżej 900 dol.). W tym roku jednak Apple pobił swój rekord. Za iPhone'a X w wersji 64 GB w Polsce fani tej marki będą musieli bowiem zapłacić prawie 5 tys. zł. Ci, których nie będzie stać na ten topowy model, mogą wybrać najtańszy z nowej serii – iPhone 8. Ale i ten będzie kosztował ok. 3,5 tys. zł.