Taksówkarze mogą odetchnąć z ulgą – kierowcy Ubera też potrafią zniechęcać do siebie klientów. Przekonuje o tym mocna deklaracja jednego z internetowych „guru” podróżowania – The Points Guy. Internetowy celebryta, którego porady dotyczące jak najlepiej (i nie za drogo) podróżować czytają tłumy internautów ogłosił na swoim blogu, że rozstaje się z Uberem.
- Byłem lojalnym klientem Ubera przez siedem lat. Tak lojalnym, że wydałem na jego usługi 81 600 dolarów z mojego firmowego konta – stwierdza The Points Guy na początku wpisu.
Tym, co zdenerwowało Briana Kelly’ego (jak brzmi jego prawdziwe nazwisko) był fakt, że coraz częściej zdarzały się sytuacje, w których kierowca nie stawiał się w umówionym miejscu i nie odbierał przy tym telefonów. Co zmuszało Kelly’ego do anulowania kursu. Problem w tym, że opłata za anulowanie wynosi 10 dolarów. Na usprawiedliwienie kierowcy można tu przytoczyć fakt, że ze zrzutów ekranu umieszczonych we wpisie The Points Guy’a wynika (jak zauważył z kolei serwis Quartz), że chciał on przejechać odległość odpowiadającą paru minutom spaceru. Jednak Brian Kelly nie jest jedynym klientem Ubera, którego spotykała taka sytuacja regularnie. Wielu innych klientów Ubera również się na to skarży.
Powód, dla którego kierowcy „zmuszają” pasażerów do anulowania niektórych kursów jest dokładnie taki sam, jak ten, dla których taksówkarze na postojach odmawiają krótkich kursów – takie przejazdy im się nie opłacają. W dodatku więcej mogą zarobić na tym, że klient anuluje zlecenie po chwili bezskutecznego oczekiwania, Uber wypłaca im bowiem nawet do 80 proc. opłaty za anulowanie (podczas gdy w kursie mają znacznie mniejszy udział). Oczywiście firma zachęca na różne sposoby kierowców do jak najniższego poziomu anulowanych kursów, ale to nie zawsze pomaga.
Kierowcom bowiem często anulowanie i tak będzie się opłacało bardziej niż zrealizowanie kursu. Szczególnie, że dopóki nie zaakceptują kursu to nie wiedzą gdzie będą go kończyć i jak dużo czasu im zajmie.