Zamówienie przez MON za 413 mln dol. od rządu USA pierwszych 20 wyrzutni HIMARS jest jednak zaledwie pierwszym krokiem do budowy poważnego potencjału odstraszania.
Szef MON Mariusz Błaszczak na polityczny użytek ogłosił już sukces, mimo , że szykowana dopiero (do podpisanie w środę) umowa przewiduje skromne zamówienie, na pewno kilkakrotnie mniejsze od kreślonych przez Antoniego Macierewicza mocarstwowych kontraktacji dla rakietowej artylerii. W przygotowywanych jeszcze przez rząd PO/PSL strategicznych założeniach pozyskania mobilnych zestawów rakietowych ziemia - ziemia wyposażonych w importowane precyzyjnie naprowadzane pociski, planowano systemy Homar budować siłami krajowej zbrojeniówki. Konstruktorzy Huty Stalowa Wola poświęcili wiele wysiłku na tworzenie rodzimych koncepcji i projektów.
Dziś nawet o offsecie nie ma mowy, broń, nawet pojazdy wsparcia zamówimy „z półki", takie są reguły transakcji dokonywanych w ramach amerykańskiego programu Foreign Military Sales (FMS). Musi nam wystarczyć zapewnienie, że producent Lockheed Martin, do 2023 roku dostarczy nam sprzęt dla pierwszego „dywizjonowego modułu ogniowego" w konfiguracji najbardziej zbliżonej do oręża, który trafia do US Army i Korpusu Piechoty Morskiej USA.
Co kupujemy?
Zastawy High Mobility Artillery Rocket System (HIMARS) trafiły w 2005 r do służby jako ofensywny oręż dostosowany do potrzeb Marines. Potem zamawiali je też sojusznicy z NATO. Wyrzutnie HIMARS umieszczone są na sześciokołowych terenowych pojazdach które można transportować samolotami C-130 hercules.
Zdaniem Adama Maciejewskiego specjalisty w dziedzinie broni rakietowej pisma Wojsko i Technika atutem Homara jest przede wszystkim potężny, prawie czterometrowej długości pocisk M-57 ATACMS kal. 607 mm o zasięgu ok. 300 km. To oręż o przeznaczeniu operacyjnym. Balistyczna rakieta z głowicą bojową zawierającą ok. 250 kg materiału wybuchowego naprowadzana jest na cel inercyjnie (bezwładnościowo) a także satelitarnie przy wykorzystaniu zabezpieczonego przed zakłóceniami systemu GPS.