Kamil Zeidler o odkupieniu od Fundacji Książąt Czartoryskich prawa do kolekcji dzieł sztuki zgromadzonych w Krakowie

Rozmowa - Kamil Zeidler, profesor Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego

Aktualizacja: 14.12.2016 16:41 Publikacja: 14.12.2016 15:45

Kamil Zeidler o odkupieniu od Fundacji Książąt Czartoryskich prawa do kolekcji dzieł sztuki zgromadzonych w Krakowie

Foto: Fotorzepa/ Danuta Matłoch

Państwo polskie, jak słyszymy, chce odkupić od Fundacji Książąt Czartoryskich prawa do kolekcji dzieł sztuki zgromadzonych w Krakowie. Czy jest sens, panie profesorze, wydawania dużych pieniędzy?

Kamil Zeidler: Pieniądze publiczne wydawane na kulturę, w tym na zakup dóbr kultury – będących dobrem wspólnym w rozumieniu konstytucyjnym – to nigdy nie są zmarnowane pieniądze. Czynienie zadość sprawiedliwości dziejowej sprawiło, że część zbiorów niegdyś publicznych wróciło do prawowitych właścicieli. I to od nich zależy, czy będą skłonni udostępniać je szerokiemu odbiorcy. Mogą, ale nie muszą. Gdy jednak dotyczy to zbiorów najwyższej klasy, o wartości uniwersalnej, często ponadnarodowej, należy uczynić wszystko, aby można było z tych dóbr kultury powszechnie korzystać. Na podstawowym poziomie jest to udostępnianie ich w muzeach.

Tyle że mamy w praktyce od lat swobodny dostęp do tych zbiorów.

Ale musimy też rozumieć, że właściciel może nie mieć ochoty dzielić się ze społeczeństwem przedmiotem swej własności. I wówczas trzeba szukać rozwiązań kompromisowych. Wtedy pojawia się opcja odkupywania tych najcenniejszych obiektów do zbiorów publicznych. Już wiele lat temu podnosiłem, nie tylko zresztą ja, że powinien być stworzony specjalny fundusz, pozostający w gestii ministra kultury i dziedzictwa narodowego, którego celem będą zakupy najcenniejszych muzealiów do zbiorów muzeów narodowych.

Wywiezienie ich bezpowrotnie za granicę, np. „Damy z łasiczką" raczej nam chyba nie grozi?

Najcenniejsze nawet dzieła sztuki podróżują, odwiedzając choćby światowe wystawy monograficzne. Mało tego, właściciele często czerpią z takich wypożyczeń wymierne zyski. Ale – co bardzo ważne – przemieszczanie muzealiów zawsze rodzi ryzyko, łącznie z ryzykiem ostatecznym – ich bezpowrotnej utraty. Dlatego każdy taki pomysł wypożyczenia budzi obawy, zwłaszcza gdy mówimy o jednym z najcenniejszych – obok naszego gdańskiego Memlinga – dzieł pozostających w zbiorach Polskich. I tak właśnie przed laty rozpoczęła się głośna sprawa o podróże „Damy", która zakończyła się uchwaleniem specustawy tworzącej szczególną formę ochrony zabytków ruchomych, jaką jest Lista Skarbów Dziedzictwa.

To dość Istotna ingerencja w prawo własności?

Osobiście uważam tę nowelizację ustawy z 2003 r. o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami za kuriozalną, ale Trybunał Konstytucyjny (w wyroku z 25 maja 2016 r., Kp 2/15) wypowiedział się, że nie jest ona niezgodna z konstytucją i trzeba to uszanować.

Własność, jak mnie uczono, to także obowiązki, a więc i wydatki. Kto powinien utrzymywać tę kolekcję, bo chyba nie może być przerzucana jak gorący kartofel?

Oczywiście, obowiązki związane z zachowaniem dzieł sztuki i zabytków obciążają właściciela, ale jeśli pozwala on na społeczne z tych dzieł korzystanie, np. organizuje muzeum, w którym udostępnia je publiczności, to wówczas w pewnym sensie wykonuje obowiązki państwa, staje się podmiotem tzw. trzeciego sektora w zakresie kultury. To trzeba wspierać, bowiem jest to jeden z elementów kształtujących społeczeństwo obywatelskie. I właśnie dlatego należy mu się wsparcie ze strony państwa i samorządu terytorialnego. Nie można bowiem oczekiwać, że osoba prywatna – czy to osoba fizyczna czy taka lub inna osoba prawna – będzie wykonywała zadania publiczne tylko na własny koszt; trzeba ją w tym wspierać ze wszystkich sił.

A jak inne państwa postępują w takich sytuacjach z podobnymi dziełami?

Taki model dobrze się sprawdza w wielu rozwiniętych współczesnych państwach demokratycznych. Choć tam często gest prywatnego właściciela jest taki, że nie dość, że je udostępnia, często darowuje, to jeszcze niczego od państwa czy samorządu terytorialnego w zamian nie oczekuje. Pamiętajmy jednak, że jeśli ktoś nas wyręcza w wykonywaniu naszych zadań – tu upowszechnienia i zapewniania dostępu do dóbr kultury – to trzeba być mu za to wdzięcznym i co najmniej umieć podziękować.

—rozmawiał Marek Domagalski

Państwo polskie, jak słyszymy, chce odkupić od Fundacji Książąt Czartoryskich prawa do kolekcji dzieł sztuki zgromadzonych w Krakowie. Czy jest sens, panie profesorze, wydawania dużych pieniędzy?

Kamil Zeidler: Pieniądze publiczne wydawane na kulturę, w tym na zakup dóbr kultury – będących dobrem wspólnym w rozumieniu konstytucyjnym – to nigdy nie są zmarnowane pieniądze. Czynienie zadość sprawiedliwości dziejowej sprawiło, że część zbiorów niegdyś publicznych wróciło do prawowitych właścicieli. I to od nich zależy, czy będą skłonni udostępniać je szerokiemu odbiorcy. Mogą, ale nie muszą. Gdy jednak dotyczy to zbiorów najwyższej klasy, o wartości uniwersalnej, często ponadnarodowej, należy uczynić wszystko, aby można było z tych dóbr kultury powszechnie korzystać. Na podstawowym poziomie jest to udostępnianie ich w muzeach.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Trybunał: nabyli działkę bez zgody ministra, umowa nieważna
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona