I robi wszystko, by nikt i nic, nawet sam Wszechmocny Bóg, nie mógł go – szanując przecież ludzką wolność – uratować.
O czym mówię? O Belgii. To tam, dosłownie kilkanaście dni temu, rada zarządzająca szpitalami psychiatrycznymi zasłużonego zgromadzenia Braci Miłosierdzia zdecydowała się na przeprowadzanie w katolickich placówkach eutanazji na osobach chorych psychicznie. Do niedawna w Belgii to właśnie szpitale prowadzone przez instytucje katolickie – w tym właśnie przez wspomniany zakon – były głównym punktem oporu przeciw eutanazistowskiej ustawie. Teraz tak nie będzie, a w szpitalach Braci Miłosierdzia będzie można likwidować chorych na depresję, schizofrenię, osoby z zaburzeniami osobowości czy wreszcie autystyków. Wszystko, rzecz jasna, pod pozorem miłosierdzia, które z prawdziwym chrześcijańskim miłosierdziem ma mniej więcej tyle wspólnego, ile demokracja z demokracją socjalistyczną.
Gdyby ktoś chciał zarzucić mi przesadę, proponuję przeczytanie oświadczenia samych zakonników. „Poważnie traktujemy beznadziejne cierpienia nie do zniesienia i prośbę pacjentów o eutanazję. Z drugiej strony chcemy chronić życie i zadbać o to, by eutanazja była wykonywana tylko wtedy, gdy nie ma już rozsądnej możliwości wyleczenia pacjenta" – napisali przedstawiciele zgromadzenia. I gdyby ich tekst potraktować poważnie, to w istocie można zlikwidować wszystkie niemal osoby z autyzmem, bo tak się składa, że ich leczenie jest wyłącznie objawowe. Nie da się ich wyleczyć zupełnie, a jako że zaburzenie to nie jest wykrywane podczas życia płodowego, to nie da się wyabortować (jak dzieci z zespołem Downa w krajach skandynawskich) chorych, tak by uniknąć konieczności opieki nad nimi. Można je za to wyeutanazjować.
Rzymskie władze zgromadzenia zapewniają, że nie zgadzają się na takie rozwiązanie, a przełożony generalny wspólnoty domaga się rozpoczęcia działań od zakonników, ale... niewiele z tego wynika, bo arcybiskup Antwerpii już wsparł belgijską gałąź zakonu. I to jest najlepszy dowód na to, że nie tylko Bracia Miłosierdzia, ale ogromna część Kościoła w Belgii postanowiła popełnić zbiorowe, eklezjalne samobójstwo. Kilka tygodni temu mieliśmy tego przykład na Uniwersytecie w Leuven, gdzie zawieszono wykładowcę, bo nazwał aborcję po imieniu, wyciągając wnioski z nauczania Kościoła. Tego dla katolickiej uczelni, w której placówkach medycznych wykonuje się i aborcję, i eutanazję, było za wiele, więc wyrzucono go z pracy.
Te dwa przypadki są tylko bolesnym przykładem głębszego zjawiska, które toczy Kościół w wielu krajach zachodnich. U jego podstaw leży uznanie, że Kościół musi przestać czymkolwiek różnić się od świata, że musi on przyjąć wszystkie fundamentalne założenia liberalnej demokracji i zaakceptować kierunek, w jakim zmierza świat. Jedyną uniwersalną doktryną w tym świecie ma być właśnie liberalizm i utylitaryzm, a katolicyzm może być co najwyżej próbą doprawienia tej jedynej dopuszczalnej ideologii. Posługując się przykładem sprzed lat, ideologicznie możliwy do wyboru jest tylko czarny ford (czyli właśnie utylitarny liberalizm), a katolicy mogą co najwyżej powiesić sobie w środku różaniec, o ile nie urazi on uczuć innych użytkowników dróg.