Poniedziałek, mimo bardzo dobrej sytuacji wszystkich indeksów GPW, był dość nerwowy dla akcjonariuszy notowanych towarzystw. Skarbiec chwilami tracił nawet 5,6 proc., a Altus około 3,6 proc. Jedynie kurs Quercusa utrzymywał się przez większość dnia w okolicach piątkowego zamknięcia. Inwestorzy najwyraźniej obawiają się, że najnowszy pomysł Ministerstwa Finansów, które proponuje, by od 2022 r. TFI nie mogły pobierać za zarządzanie funduszami FIO oraz SFIO więcej niż 2 proc., negatywnie odbije się na biznesie. Poprzedni pomysł zakładał 3-proc. limit opłat.
Ministerstwo tłumaczy, że w Polsce relatywnie duża część sprzedaży funduszy odbywa się za pośrednictwem banków i tu koszty ponoszone przez inwestorów ocenia jako wysokie. Zwraca też uwagę, że są nawet dwukrotnie wyższe niż gdzie indziej w Europie. Rozporządzenie nie ogranicza zaś wynagrodzenia zmiennego, ale uzależnionego od wyników. MF liczy na rozpowszechnienie tej formy wynagradzania.
– Samo porównywanie średnich stawek za zarządzanie funduszami w Polsce oraz innych europejskich krajach może być mylące. Powinniśmy wziąć pod uwagę przede wszystkim stopień rozwoju naszego rynku, w szczególności wielkość aktywów pod zarządzaniem, oraz jego obecną kondycję – zauważa Ewa Radkowska-Świętoń, prezes Skarbca TFI. Wartość aktywów zarządzanych przez krajowe TFI jest wciąż relatywnie niska. – Dopiero budujemy kadry, które zarządzają funduszami, a to wiąże się z większymi kosztami. Co więcej, w Polsce rynek funduszy indeksowych czy pasywnych, w odróżnieniu od rynków zachodnich, jest bardzo słabo rozwinięty. U nas dominują fundusze zarządzane aktywnie, w których zawsze opłaty będą wyższe, a to zawyża średnią opłatę za zarządzanie – zauważa Radkowska-Świętoń. Przyznaje, że z punktu widzenia towarzystwa obniżanie kosztów zawsze będzie miało jakieś negatywne skutki, natomiast w Polsce te opłaty i tak powoli spadały, szczególnie tam, gdzie miały mocny wpływ na wyniki, np. w funduszach dłużnych. Prezes Skarbca zgadza się, że TFI będą powszechniej wprowadzać opłaty zmienne. – Wydaje się to bardziej fair wobec klientów, ponieważ wówczas wynagrodzenie TFI będzie zależeć od wyników funduszu.
Jak zwracał uwagę niedawno w rozmowie z „Parkietem" Marcin Dyl, prezes Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami, dla klientów tak naprawdę najważniejszy jest jednak wynik netto funduszu, który już dziś jest publikowany przez fundusze.
– Negatywnie odbieramy takie odgórne sterowanie ceną – opłatą za zarządzanie. Uważamy, że dotknie to przede wszystkim TFI, bo dystrybutorzy zapewne przerzucą ten problem na towarzystwa – przewiduje Adam Dakowicz, prezes AgioFunds TFI. Grzegorz Dróżdż, rzecznik Investors TFI, ocenia, że niższy limit wynagrodzeń w połączeniu ze stale rosnącymi obowiązkami regulacyjnymi z dużym prawdopodobieństwem przyspieszy i pogłębi konsolidację rynku oraz może ograniczyć klientom dostępność funduszy inwestycyjnych, zwłaszcza niezależnych TFI, w bankowych sieciach dystrybucji. – W efekcie może się okazać, że negatywny skutek tej operacji dla klientów w postaci zdecydowanie niższej konkurencji na rynku przeważy korzyści płynące z niższych kosztów – komentuje Dróżdż.