Krzysztof Kowalski: Zarządzenia przeciwmorowe

Bywają sytuacje, gdy posuwanie się do przodu wymaga nieustannego oglądania się za siebie, a chwilami nawet maszerowania tyłem do przodu, aby lepiej widzieć przeszłość i wyciągać z niej wnioski.

Publikacja: 26.11.2020 21:00

Pieter Bruegel (starszy), Triumf śmierci

Pieter Bruegel (starszy), Triumf śmierci

Foto: domena publiczna

W 1562 roku Pieter Bruegel (starszy) namalował „Triumf śmierci". Jakiej śmierci? Zaraźliwej, koszącej ludzi niczym łan zboża. Sześć pokoleń wcześniej, w połowie XIV w. czarna śmierć, dżuma, zaznaczyła się straszliwie w dziejach Europy, zabrała nie mniej niż jedną trzecią jej populacji, głęboko przeorała świadomość mieszkańców, na tyle głęboko, że po upływie 12 dekad wciąż stanowiła dla malarza palący temat. Od połowy XIV w. przez blisko pół tysiąclecia Europa żyła w rytmie kolejnych paroksyzmów tej śmiercionośnej plagi. Historycy do dziś zgłębiają to zjawisko i jego skutki. Niestety, na naszych oczach zjawisko zarazy ponownie staje się więcej niż palące.

Dżuma, choroba wywoływana przez bakcyla Yersinia pestis, nęka ludzkość od co najmniej późnego antyku, za panowania Justyniana I Wielkiego w drugiej połowie VI w. spowodowała katastrofę demograficzną i w konsekwencji gospodarczą. To wiadomo na pewno. Ale wiele wskazuje, że niszczyła świat o wiele wcześniej, już w epoce brązu, mimo że źródła pisane dotyczące tego fenomenu są niepewne, podobnie jak dane paleopatologiczne.

Po masowej zagładzie w XIV w. dżuma ponawiała się w postaci cyklicznych fal. Apogeum tego „falowania" przypadło na wiek XVII, a miejscem najbardziej dotkniętym był Londyn: „Latem 1665 r. wybuchła z wielką gwałtownością epidemia dżumy, która zabijała ludzi w parę dni, nieraz nawet tego samego dnia, prawie nagle. Śmiertelność w sierpniu 1665 r. była tak wielka, że w ciągu tylko jednego tygodnia umarło w Londynie 8 000 osób, chociaż miasto było wyludnione, 2/3 bowiem ludności uciekło po prostu przed epidemią, jak w wiekach średnich. Z nadejściem zimy dżuma prawie wygasła, a w 1667 r. nie było już jej wcale. Dlaczego wygasła, nie wiadomo. O stosowaniu jakichś środków policyjno-sanitarnych Sydenham [ówczesny słynny lekarz] nie wspomina i prawdopodobnie nie odgrywały one większej roli" (Władysław Szumowski, „Historia medycyny...", Kraków 1935). Historycy naliczyli 132 fale zarazy w tym mieście. Podczas każdej z XVII-wiecznych epidemii umierało ok. 20 proc. populacji Londynu.

Naukowcy z kanadyjskiego Uniwersytetu McMastera w Hamilton wzięli pod lupę te paroksyzmy, aby zrozumieć mechanizmy transmisji Yersinia pestis w długim odcinku czasu. Analizowali londyńskie archiwa z ponad trzech stuleci. Zespołem nie kierował ani historyk, ani epidemiolog, lecz matematyk i zarazem statystyk, prof. David Earn. Jego zespół doszedł do następującego wniosku (publikuje go amerykańskie pismo „PNAS" („Poceedings of the National Academy of Sciences"): w tej ówczesnej ogromnej aglomeracji dżuma rozprzestrzeniała się czterokrotnie prędzej w XVII niż w XIV stuleciu, liczba osób zarażonych podwajała się co 43 dni w XIV w., co 11 dni zaś w stuleciu XVII.

Książka „Dżuma, ospa, cholera" (Gdańsk 2012, praca zbiorowa) jest skarbnicą wiedzy o historycznych epidemiach. Nieoczekiwanie zyskała na aktualności: w minionych czasach zarazy roznosili zwłaszcza żołnierze walczących armii, przy czym wojny toczyły się praktycznie nieustannie; obecnie rolę tę pełnią z powodzeniem turyści, masowo, nieustannie przemieszczający się po świecie. Przed wiekami zarazy roznosili kupcy, przekupnie z reguły nieprzestrzegający antyzarazowych przepisów na jarmarkach i targach; we współczesnym świecie jarmarki i targi trzymają się mocno, podobnie jak wszelkiego rodzaju masowe zgromadzenia – kina, teatry, konferencje, sympozja, seminaria, zjazdy.

Drzewiej zarazę roznosili migrujący do miast wygłodzeni chłopi i mieszkańcy miast uciekający przed morowym powietrzem na prowincję; dziś codzienny ruch między metropoliami a „prowincją" jest taki, że w godzinach szczytu na wylotowych arteriach tworzą się korki.

W I Rzeczypospolitej okolicznościowe zjazdy szlachty, sejmy, sejmiki, trybunały, zgromadzenia duchownych, kapituły, synody sprzyjały zarazom, podobnie jak wędrówki kilkusetosobowych dworów magnackich i monarszych; dziś mamy konferencje episkopatu, posiedzenia sejmowe, rządowe... wśród parlamentarzystów, urzędników ministerialnych, purpuratów nie brak roznosicieli wirusa, o czym skwapliwie informują media.

W książce cytowanej trzy akapity wcześniej, w rozdziale „Epidemie w Rzeczypospolitej od XVI do XVIII wieku", Andrzej Karpiński zalicza do przyczyn epidemii „ówczesną  ciemnotę, która prowadziła do bagatelizowania racjonalnych zarządzeń przeciwmorowych". Czy ówczesna ciemnota znajduje kontynuację w ciemnocie współczesnej – osądzi historia. Ale nad współczesnym bagatelizowaniem zarządzeń przecimorowych należy się poważnie i bez zwłoki zastanowić.

W 1562 roku Pieter Bruegel (starszy) namalował „Triumf śmierci". Jakiej śmierci? Zaraźliwej, koszącej ludzi niczym łan zboża. Sześć pokoleń wcześniej, w połowie XIV w. czarna śmierć, dżuma, zaznaczyła się straszliwie w dziejach Europy, zabrała nie mniej niż jedną trzecią jej populacji, głęboko przeorała świadomość mieszkańców, na tyle głęboko, że po upływie 12 dekad wciąż stanowiła dla malarza palący temat. Od połowy XIV w. przez blisko pół tysiąclecia Europa żyła w rytmie kolejnych paroksyzmów tej śmiercionośnej plagi. Historycy do dziś zgłębiają to zjawisko i jego skutki. Niestety, na naszych oczach zjawisko zarazy ponownie staje się więcej niż palące.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Jarosław Kuisz: Polacy, czyli perfekcyjni narodowi egoiści. Co nas obchodzi Izrael, Palestyna i Ukraina?
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Strzembosz: Kultura walutą niepodległości, czyli lament pożegnalny dla ministra Sienkiewicza
Opinie polityczno - społeczne
Jan Zielonka: W sprawie migracji liberałowie i chadecy w UE mówią głosem populistów
analizy
Tysiące Białorusinów uciekły do Polski. To prawdziwa klęska wizerunkowa
Opinie polityczno - społeczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Matura 2024. Skasujmy obowiązkową maturę z języka polskiego. Bo to fikcja