Książę 2 biliony dolarów

Oto niezwykły projekt: ma uniezależnić Arabię Saudyjską od ropy naftowej. I jego równie niezwykły autor.

Aktualizacja: 17.12.2016 17:23 Publikacja: 17.12.2016 16:11

Książę 2 biliony dolarów

Foto: LUCALOCATELLI

Na początku zeszłego roku w królewskim obozie w oazie Rawdat Khuraim książę Mohammed bin Salman z saudyjskiej rodziny panującej odwiedził swego wuja, króla Abdullaha. Było to tuż przed tym, gdy sędziwy monarcha wylądował w szpitalu. Spotkanie odbyło się w tajemnicy przed pozostałymi członkami rodziny królewskiej. Dwaj mężczyźni, których dzieliło 59 lat, mieli za sobą trudne relacje. Swojego czasu król Abdullah zakazał temu bratankowi – jednemu z 26, których miał – wstępu do Ministerstwa Obrony oraz w ogóle wtrącania się do rządzenia, gdy okazało się, że młody książę ma ogromny apetyt na władzę. Niemniej w końcu tych dwóch mężczyzn stało się sobie bliskich, bo połączyło ich wspólne przekonanie: w sytuacji, w której cały świat stara się uniezależnić od ropy naftowej, Arabia Saudyjska musi znaleźć inne źródła finansowania swojej egzystencji.

Od dwóch lat ze wsparciem króla książę pracował nad projektem przebudowy zarządzania saudyjskim państwem i gospodarką. Miał stworzyć wizję dla nowej generacji Saudyjczyków dostosowaną do ery, w której kraj nie będzie już budował swej potęgi na ropie. Niedługo po spotkaniu w oazie, w styczniu 2015 r., król Abdullah umarł. Salman, ojciec księcia Mohammeda, naznaczył go na zastępczego następcę tronu – drugiego w kolejce do saudyjskiej korony. Dał mu też do ręki ogromną władzę, podporządkowując mu państwowy monopol naftowy, narodowy fundusz inwestycyjny, politykę gospodarczą kraju, a do tego jeszcze Ministerstwo Obrony.

To w sumie znacznie większa władza i odpowiedzialność, niż posiada następca tronu. Tak naprawdę to właśnie książę Mohammed pociąga za wszystkie sznurki w najpotężniejszej monarchii świata. Zachodni dyplomaci w stolicy kraju, Rijadzie, nazywają go Mr. Everything, czego tłumaczyć nie trzeba. Warto dodać, że Mr. Everything ma tylko 31 lat. – Już w ciągu pierwszych 12 godzin zostały podjęte ważne decyzje – mówi. – A w ciągu pierwszych 10 dni cały rząd został zrekonstruowany.

Te słowa padły podczas dwóch wielogodzinnych wywiadów, których saudyjski książę udzielił nam w Rijadzie. Uzyskaliśmy rzadką okazję poznania planów i sposobu myślenia nowego bliskowschodniego potentata – człowieka, który stara się naśladować Steve’a Jobsa i uwielbia gry komputerowe. Do tego w kraju, w którym bynajmniej nie brakuje wygodnych synekur dla członków rodziny panującej, pracuje po 16 godz. na dobę. W zeszłym roku wśród doradców księcia wybuchła panika, gdy odkryli, że Arabia Saudyjska zużywa swe rezerwy finansowe szybciej, niż ktokolwiek myślał. Na horyzoncie zaczęło majaczyć ryzyko bankructwa – i to raptem za dwa lata. Spadające ceny ropy naftowej – zarówno z powodu zalewu rynku przez tani surowiec z łupków, jak i masowo wprowadzane na świecie programy walki ze zmianami klimatycznymi – zaowocowały deficytem budżetowym w wysokości niemal 200 mld dol. Historycznie rzecz biorąc, królestwo od zawsze finansowało 90 proc. swoich wydatków pieniędzmi z ropy, stanowiącymi prawie całe jego wpływy z eksportu i odpowiadającymi za ponad połowę PKB. Stało się jasne, że już w bliskiej przyszłości ropa nie pokryje wydatków Saudyjczyków.

25 kwietnia książę zaprezentował swój wielki plan pod nazwą „Wizja dla królestwa Arabii Saudyjskiej”. Jest to ogromny projekt opisujący planowane zmiany gospodarcze i społeczne w królestwie. Plan zakłada utworzenie największego na świecie państwowego funduszu inwestycyjnego, który dysponować ma aktywami ocenianymi na 2 bln dol. – wystarczająco, by kupić Apple’a, Google’a, Microsoft i Berkshire Hathaway, czyli cztery największe firmy na świecie znajdujące się w publicznym obrocie. Strategią funduszu będzie dywersyfikowanie aktywów i inwestowanie w przedsięwzięcia niezwiązane z wydobyciem ropy, by uniezależnić królestwo od przychodów z przemysłu naftowego. Książę planuje też ofertę publiczną Saudi Aramco. Chce sprzedać inwestorom do 5 proc. akcji tego narodowego producenta ropy, który ma się stać największym na świecie konglomeratem przemysłowym.

Owe „ruchy tektoniczne”, jak mówi książę, „spowodują, że to właśnie nowe inwestycje, a nie ropa, będą głównym źródłem przychodów saudyjskiego państwa”. – W ciągu 20 lat osiągniemy sytuację, w której nasza gospodarka i nasz budżet nie będą zależne od ropy – mówi Mohammed.

Tymczasem od 80 lat to właśnie ropa naftowa gwarantowała stabilność politycznego, społecznego i gospodarczego systemu Arabii Saudyjskiej. Zapewniała rządy absolutne dynastii Saudów, którzy gwarantowali dostatnie życie 21 mln swoich poddanych. Teraz książę Mohammed oferuje (a może narzuca) obywatelom nowy układ i nowe zasady. Już zdecydował o likwidacji większości ogromnych państwowych subsydiów do cen benzyny, wody i elektryczności. Książę chce także wprowadzić dotąd nieznany w tym kraju podatek VAT oraz akcyzę na towary luksusowe i niektóre napoje.

Te rozwiązania oraz inne, które zawiera pakiet gospodarczy księcia, mają doprowadzić do tego, że do 2020 r. przychody budżetu ze źródeł innych niż ropa wzrosną do 100 mld dol. rocznie. Nie oznacza to, że Saudowie całkowicie rezygnują z dotowania swych obywateli. Plan księcia w żadnym wypadku nie zakłada wprowadzenia podatków od dochodów osobistych, a zmiany, które mogłyby dotknąć biedniejszych obywateli, mają być rekompensowane bezpośrednimi zasiłkami w gotówce. – Nie chcemy sięgać do kieszeni niezamożnych Saudyjczyków – deklaruje książę. – Chcemy, by do budżetu dopłacili bogaci.

Zdaniem ekspertów Arabia Saudyjska nie ma szans na nowoczesny, dynamiczny rozwój w sytuacji, gdy odmawia praw obywatelskich połowie swoich obywateli. Książę sygnalizuje jednak, że elementem jego planu jest przyznanie więcej praw i wolności kobietom, którym na razie nie wolno nawet prowadzić samochodu ani podróżować bez zgody męskiego członka rodziny. – Wierzę mocno w to, że islam gwarantuje kobietom prawa, które musimy im przyznać – deklaruje książę.

Emerytowany wysoki amerykański oficer, który ostatnio rozmawiał z księciem (zastrzegł anonimowość), opowiada, iż Mohammed powiedział mu, że chce przyznać kobietom prawo do prowadzenia samochodu. Czeka jednak na dobry moment, by przełamać opór religijnych konserwatystów, którzy dominują społeczne i religijne życie kraju. – Powiedział, że skoro w czasach proroka Mahometa kobietom wolno było jeździć na wielbłądach, to nie ma powodu, by nie mogły prowadzić samochodów, będących przecież współczesnymi wielbłądami – relacjonuje oficer opinię księcia.

Już teraz widać pewne zmiany. Działającej w kraju policji religijnej zakazano dokonywania przypadkowych aresztowań bez udziału policji państwowej. To wszystko jest ryzykowne, bo próby liberalizacji mogą naruszyć porozumienie, które dynastia Saudów zawarła dwie generacje temu z wahhabistycznymi fundamentalistami. Ale nowe branże i technologie, które książę Mohammed chce sprowadzić do Arabii, raczej nie rozwiną się bez znacznego udziału kobiet. Na razie, niezależnie od tego, jak wiele pieniędzy jest w Rijadzie, bankierzy i ich rodziny wolą zdecydowanie bardziej liberalny Dubaj.

Wielu Saudyjczyków, przyzwyczajonych do tego, że starzy Saudowie ostrożnie używają narzędzi władzy, jest zaskoczonych tym, jak wiele skupił jej w ręku młody książę. Wzejście gwiazdy trzeciej generacji Saudów (Mohammed to wnuk założyciela królestwa) jest szczególnie uważnie obserwowane przez najmłodszą grupę obywateli – tych poniżej 25 lat, którzy stanowią niemal połowę populacji królestwa. To przede wszystkim młodzi, dobrze wykształceni ludzie mieszkający w miastach, którzy nie rozumieją i nie akceptują drakońskich ograniczeń praw kobiet. Warto dodać, że bezrobocie wśród młodych Saudyjczyków sięga 30 proc.

Ale wspieranie idei reform to jedno, a proza życia to coś zupełnie innego. Reakcja obywateli na zmiany wprowadzane przez księcia Mohammeda była przynajmniej ostrożna, a w wielu przypadkach wroga. Tej zimy wielu Saudyjczyków pisało na Twitterze, ulubionym kanale nieskrępowanej opinii w tym kraju, że ich rachunki za wodę wzrosły nawet o 1000 proc. Ludzie oburzali się też na pomysł sprzedaży zagranicznym inwestorom udziałów w Saudi Aramco, postrzeganym jako gwarant powszechnego dobrobytu, w celu sfinansowania księżycowych planów książęcego neofity.

– Od 46 lat mówimy o tym, że krajowi potrzebna jest jakaś alternatywa dla ropy, ale jeszcze nigdy nic konkretnego się w tej sprawie nie wydarzyło – mówi Barjas Albarjas, komentator ekonomiczny, który nie jest zachwycony pomysłem sprzedaży udziałów w Aramco. – Dlaczego mamy wystawiać na niebezpieczeństwo nasze główne źródło dochodu narodowego? To tak, jakbyśmy u kupującego zaciągali pożyczkę, którą będziemy spłacać przez całe życie.

Albarjas i inni saudyjscy sceptycy są przekonani, że zagraniczni inwestorzy mogą podejrzewać, iż państwo będzie miało dla Aramco inne priorytety niż tylko maksymalizacja zysków. W związku z tym będą się domagać premii przy zakupie akcji państwowego giganta naftowego. Zastanawiają się także, dlaczego Saudyjczycy mają ufać, że nowi menedżerowie państwowego funduszu inwestycyjnego osiągną zyski większe niż dotychczasowi szefowie Saudi Aramco.

Rozmiar tej firmy jest ogromny. To największy na świecie producent ropy naftowej, zdolny wydobywać 12 mln baryłek dziennie – ponad dwa razy więcej niż jakakolwiek inna firma naftowa na świecie. Aramco jest także czwartym największym na świecie przetwórcą ropy. I wreszcie kontroluje drugie co do wielkości złoża na świecie, po wenezuelskim Orinoco Belt. Jednak różnica jest taka, że wenezuelska ropa jest położona głęboko i trudna do wydobycia, podczas gdy saudyjskie złoża są łatwe i tanie w eksploatacji. Aramco jest także jedną z najbardziej tajemniczych firm świata – nigdy nie publikuje swoich wyników oraz danych finansowych.

W 2016 r. Arabia Saudyjska zanotuje prawdopodobnie wzrost gospodarczy na poziomie 1,5 proc. – wynika z danych Bloomberg Survey. Będzie to najwolniejszy wzrost od czasów światowego kryzysu gospodarczego. Jak tłumaczą analitycy, spowolnienie spowodowane będzie ograniczeniem wydatków rządowych stanowiących motor napędowy saudyjskiej gospodarki. To pierwszy taki przypadek od ponad dekady. Pracownicy państwowi to w dwóch trzecich Saudyjczycy, podczas gdy sektor prywatny zatrudnia przede wszystkim cudzoziemców (aż 80 proc. pracowników).

Kilka poprzednich prób dywersyfikacji dochodów budżetu zakończyło się spektakularnymi porażkami. Wzniesiona w 2006 r. kosztem 10 mld dol. dzielnica finansowa King Abdullah Financial District wciąż świeci pustkami, a większość powierzchni biurowych pozostaje niewynajęta. Pomiędzy 70 budynkami, w tym pięcioma supernowoczesnymi drapaczami chmur ze szkła i stali, wiedzie linia praktycznie nieużywanej, nowoczesnej kolejki. Część budynków pozostaje nieukończona, odkąd porzucili je nieopłacani budowlańcy. – Każdy widzi, co procesy demograficzne oznaczają dla Arabii Saudyjskiej – mówi Crispin Hawes, dyr. zarządzający w firmie Teneo Intelligence. – Jej struktura demograficzna nie wygląda dziś ani trochę lepiej niż 10 lat temu. Bez głębokich reform gospodarczych nie ma możliwości, by saudyjska gospodarka osiągnęła taki poziom zatrudnienia, jakiego potrzebuje.

Książę Mohammed nie wdaje się w szczegóły, jak mają wyglądać saudyjskie inwestycje w branże niezwiązane z ropą naftową, ale mówi, że ów wielki fundusz będzie współpracował z zagranicznymi firmami inwestycyjnymi, by umieścić połowę swych aktywów (nie licząc udziałów w Aramco) za granicą. A to ma zagwarantować stały dopływ dywidend, zupełnie niezależnych od wahań na rynku ropy naftowej. Książę wie, że wciąż wielu ludzi jest nieprzekonanych do jego planów. – Właśnie dlatego udzielam tego wywiadu – mówił nam w połowie kwietnia. – Chcę przekonać opinię publiczną zarówno w swoim kraju, jak i na całym świecie.

Książę Mohammed przyznaje też, że spotkał się już z oporem. Zwłaszcza wśród biurokratów, którzy niejednokrotnie oskarżali go o zawłaszczanie nienależnej władzy – skarżąc się zarówno przed obliczem starego króla Abdullaha, jak i ojca młodego księcia. Mohammed mówi jednak, że studiował zarówno dzieła Winstona Churchilla, jak i fundamentalne dzieło Sun Zi „Sztuka wojny”, i ataki przeciwników potrafi obrócić na swoją korzyść.

Ludziom przyzwyczajonym do świata, w którym ropa jest wszystkim, swobodny styl jego wypowiedzi może wydać się szokujący – i będzie wspominany jako mrzonki hiperbogatego millenialsa, jeśli książę nie znajdzie właściwej ścieżki do realizacji swych celów. Ten prawdopodobnie przyszły król Arabii Saudyjskiej mówi otóż, że w zasadzie nie dba o to, czy ceny ropy wzrosną, czy spadną. Jeśli wzrosną, to tylko lepiej – będzie więcej pieniędzy na inwestycje niezwiązane z branżą naftową. Jeśli spadną, to Saudyjczycy, produkujący ropę najtaniej na świecie, zaleją nią rosnące rynki azjatyckie. Książę nonszalancko traktuje doktrynę wypracowaną przez dekady przez Saudyjczyków jako lidera OPEC. Podczas spotkania tej organizacji 17 kwietnia w Katarze zablokował zamrożenie wydobycia, ponieważ odwieczny rywal Arabii, Iran, ogłosił, że nie przyłączy się do akcji. Obserwatorzy rynku odnotowali to jako niespotykaną ingerencję członka rodziny królewskiej w dziedzinę, którą Saudowie tradycyjnie zostawiali technokratom z Ministerstwa Energetyki. – Przestajemy się przejmować cenami ropy – mówi książę Mohammed. – Czy to będzie 30 czy 70 dol. za baryłkę, to nie ma dla nas znaczenia. Ta bitwa mnie nie interesuje.

By przeprowadzić wywiad z saudyjskim księciem, nie wystarczy zameldować się u recepcjonistki. Pierwszy etap zaczyna się już w hotelu w centrum Rijadu, gdzie po zgłoszeniu się i uzyskaniu wstępnej zgody na rozmowę należy oczekiwać na telefon z biura książęcego protokołu. Wieczór 30 marca spędzamy więc na oczekiwaniu w pełnej gotowości. Sygnał nadchodzi o 20.30 i pod hotel zajeżdżają trzy wypasione, zupełnie nowe Mercedesy. Jedziemy na rozmowę o programie oszczędnościowym, a dekadenckie bogactwo Saudów aż kłuje w oczy: auta są wprost z fabryki, z siedzeń nie zdjęto jeszcze fabrycznej folii, a po pasach bezpieczeństwa widać, że nikt ich jeszcze nigdy nie użył.

Nasz konwój jedzie do królewskiej dzielnicy Irqah, zespołu pałacowego, gdzie za wysokim, białym murem mieszka król i jego rodzina, w tym książę Mohammed. Mijamy uzbrojone straże, kolejne punkty kontrolne i wykrywacze metalu, ale nikt nas nie zatrzymuje i nie żąda dokumentów. W końcu zostajemy wprowadzeni do biura księcia. Mohammed ubrany jest w prostą, białą szatę i ma odkrytą głowę, co pozwala zauważyć gęste, czarne, kręcone włosy. To wyłom w saudyjskim protokole (który z całą pewnością zostanie zauważony przez tradycjonalistów, gdy zostaną opublikowane zdjęcia z naszego spotkania). Zaczyna się wielogodzinny maraton wywiadów i dyskusji. Książę słucha pytań po angielsku i natychmiast zaczyna szybko odpowiadać po arabsku, jednocześnie co chwila strofując i poprawiając tłumacza.

Pół godziny po północy przychodzi czas na kolację. Do księcia i dziennikarzy dołączają doradcy ekonomiczni Mohammeda oraz jego najbliżsi współpracownicy, w tym prezes Aramco, szef nadzoru finansowego oraz prezes państwowego funduszu inwestycyjnego. Gdy kończymy wymieniać uprzejme uwagi na temat jedzenia, książę prosi Mohammeda al–Sheikha, swojego doradcę finansowego wykształconego na Harvardzie, niegdyś prawnika w znanej kancelarii Latham & Watkins oraz w Banku Światowym, by ten przedstawił nam najnowsze dane na temat sytuacji finansowej Arabii Saudyjskiej.

Podczas naftowego boomu w latach 2010–2014 saudyjskie wydatki były wprost nieprzytomne. Regulacje nakazujące, że każdy wydatek rządowy powyżej 100 mln riali (ok. 26,7 mln dol.) musi być akceptowany przez króla, zostały złagodzone – najpierw do 200 mln, zaraz potem do 300 mln riali, a w końcu do 500 mln riali. Nawet to okazało się za mało. – W końcu rząd w ogóle przestał prosić monarchę o akceptację – relacjonował Al–Sheikh.

– Ile pieniędzy zostało w ten sposób wyrzuconych w błoto? – zapytaliśmy.

W tym momencie Al–Sheikh spojrzał z zakłopotaniem na dyktafon na stole i zapytał, czy moglibyśmy to na chwilę wyłączyć.

– OK, powiedz to przy włączonym magnetofonie! – wtrącił się książę Mohammed.

– Wg moich ostrożnych szacunków – westchnął Al–Sheikh – każdego roku na bezsensowne wydatki i inwestycje szło pomiędzy 80 a 100 mld dol. Ponad jedna czwarta saudyjskiego budżetu.

– Jak blisko Arabia Saudyjska jest dziś zapaści finansowej? – to znów książę.

– Dziś jest już dużo lepiej – odpowiedział Al–Sheikh. – Ale gdyby Wasza Wysokość zapytał mnie rok temu, odpowiadając, byłbym zapewne na progu załamania nerwowego.

Następnie doradca opowiedział nam historię, o której zapewne nie słyszał nikt spoza najbliższego kręgu doradców księcia. Zeszłej wiosny, gdy Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz inni analitycy oceniali saudyjskie rezerwy jako wystarczające nawet na pięć lat niskich cen ropy, książęcy doradcy odkryli, że królestwo może stracić płynność już za chwilę. Gdyby wpływy i wydatki utrzymały się na poziomie z kwietnia ubiegłego roku, Arabia Saudyjska stałaby się niewypłacalna w ciągu dwóch lat, w pierwszej połowie 2017 r. By temu zapobiec, książę obciął wydatki budżetowe o 25 proc. i wprowadził ich drastyczną kontrolę. Zablokował pożyczanie pieniędzy oraz rozpoczął prace nad wprowadzeniem VAT–u, akcyzy oraz innych podatków i opłat. Tempo spadania poziomu saudyjskich rezerw – sięgające 30 mld dol. miesięcznie – zaczęło maleć. Na tym Al–Sheikh zakończył swój raport finansowy.

– Dziękuję – powiedział książę.

Druga część naszego wywiadu odbyła się 14 kwietnia na terenach wiejskich należących do króla Salmana w Dirijah na przedmieściach Rijadu. Gdy kolumna Mercedesów wioząca nas na spotkanie z księciem ugrzęzła w korku, jeden telefon naszego przewodnika wystarczył, by jak z nieba pojawiła się policyjna eskorta, która na sygnale przewiozła nas do celu. Wkrótce ujrzeliśmy posiadłość otoczoną ceglanym murem, gdzie król Salman i jego bliscy mają swoje wiejskie rezydencje i biura, leżące na szczycie niewielkiego wzgórza – historycznego centrum saudyjskiej monarchii.

Tym razem książę mówił przede wszystkim o sobie. Gdy dorastał – jak opowiada – korzystał przede wszystkim z dwóch rzeczy: technologii i królewskiej rodziny. Jego pokolenie było pierwszym, które mogło w pełni skorzystać z internetu i gier komputerowych, oraz pierwszym, które wiedzę o świecie czerpało przede wszystkim z sieci i komputera. – Myślimy zatem zupełnie inaczej niż nasi poprzednicy – mówił książę. – Nasze cele i marzenia także są inne.

Jego ojciec był wielkim miłośnikiem książek i oczekiwał, że każde z jego dzieci przeczyta przynajmniej jedną pozycję tygodniowo. Potem odpytywał je z lektury. Matka z kolei organizowała dzieciom liczne wycieczki, by poznały życie poza pałacowymi murami, oraz zapraszała intelektualistów, by ci dyskutowali z młodymi książętami. Jednocześnie obydwoje rodzice byli potwornie wymagający, nieustannie stawiając przed dziećmi wyzwania i wygórowane oczekiwania. – Spóźnienie na lunch z ojcem traktowane było w kategorii wielkiej przewiny i katastrofy – wspomina książę. – Matka była tak zasadnicza, że ja i moje rodzeństwo często zastanawialiśmy się: o co jej chodzi? Dlaczego jest tak surowa? Dlaczego traktuje nas tak poważnie i wyłapuje każdy błąd? Dziś jednak książę wierzy, że owo surowe wychowanie uczyniło go w życiu twardszym.

Mohammed ma czterech starszych przyrodnich braci. Jeden z nich został astronautą – pierwszym Arabem i muzułmaninem, który poleciał w kosmos na pokładzie promu Discovery. Inny jest szanowanym wiceministrem ds. ropy naftowej. Trzeci z kolei wybrał karierę naukową, robiąc doktorat z politologii na uniwersytecie w Oxfordzie, a czwarty, który zmarł młodo w 2002 r., zdążył założyć jeden z największych koncernów medialnych na Bliskim Wschodzie.

Wszyscy współpracowali blisko z królem Fahdem (poprzednikiem króla Abdullaha), ponieważ ten był rodzonym bratem ich ojca i pozwolił im – jak wspomina książę – „zapoznać się z ożywczą atmosferą saudyjskiego dworu”.

Młody książę Mohammed widział dwie wersje siebie. Jedna to wizja kogoś, kim chciałby być. Druga – kogoś, kto dobrze zaadaptuje się do wymogów i oczekiwań dworu. – Jest między nimi wielka różnica – mówi. – W tej pierwszej mogę stworzyć nowego Apple’a, w tej drugiej jestem po prostu dobrym wykonawcą. A mam w ręku lepsze narzędzia od tych, którymi dysponowali Steve Jobs, Mark Zuckerberg czy Bill Gates. Jeśli zastosuję ich metody, mogę stworzyć coś absolutnie niezwykłego! Zwłaszcza że jestem od nich młodszy! W 2007 r. Mohammed ukończył z czwartym wynikiem na roku studia prawnicze na Uniwersytecie Króla Sauda. Wtedy upomniało się o niego królestwo. Młody książę powiedział szefowi Kancelarii Premiera, że na razie musi dojrzeć, poszukać żony oraz swojego miejsca w życiu, a także uzupełnić wykształcenie – ale ojciec i tak nakazał mu wtedy pracę dla rządu. Jego ówczesny szef Essam bin Saud mówi, że książę zademonstrował jednocześnie błyskotliwą inteligencję oraz brak poszanowania dla reguł prawnych i biurokracji. – Procedury, które dotąd ciągnęły się miesiącami, Mohammed załatwiał w dwa dni – przyznaje Essam, który dziś jest jednym z ministrów. – Zresztą dzisiaj zajmują one jeden dzień.

W 2009 r. król Abdullah odmówił Mohammedowi awansu, a formalne wyjaśnienie mówiło o „unikaniu nepotyzmu”. Rozgoryczony książę porzucił posadę i zaczął pracę dla swojego ojca, wówczas gubernatora Rijadu. Okazało się, że trafił do gniazda żmij. Jak wspomina, usiłował usprawnić pracę urzędu i ochronić swego ojca przed zatonięciem w morzu papierów produkowanych przez biurokratów. W końcu stara gwardia się zbuntowała. Oskarżyli młodego księcia przed obliczem króla Abdullaha o to, że uzurpuje sobie nienależną mu władzę i odcina ich od swojego ojca. W 2011 r. król Abdullah mianował księcia Salmana ministrem obrony, ale jednocześnie stanowczo zabronił jego synowi pojawiania się w ministerstwie.

Mohammed martwił się, że jego kariera jest skończona. – Mówiłem wtedy sobie: „Mam ledwo dwadzieścia kilka lat, jak wpadłem w takie pułapki?” – wspomina. Ale biorąc pod uwagę, jak się wszystko skończyło, w sumie jest staremu królowi wdzięczny. – Zacząłem pracować dla mojego ojca przez przypadek, bo Abdullah zablokował mój awans – mówi Mohammed. – Niech Bóg go błogosławi, zrobił mi ogromną przysługę.Książę po raz kolejny porzucił więc posadę. Zajął się reorganizacją fundacji swojego ojca prowadzącej budowę domów oraz założył własną organizację non profit, której celem była promocja innowacyjności wśród młodych Saudyjczyków. W 2012 r. książę Salman został mianowany następcą tronu, a sześć miesięcy później jego syn Mohammed został szefem jego dworu. Konsekwentnie odzyskiwał też łaski króla Abdullaha, wykonując dla niego rozmaite misje specjalne.

Gdy młody książę snuł już plany związane z objęciem tronu przez swojego ojca, stary król Abdullah zawezwał go i powierzył mu niezwykle trudne zadanie, zaskakujące w kontekście poprzednich królewskich decyzji: zrobić porządek w Ministerstwie Obrony. A była to stajnia Augiasza, od lat wołająca o oczyszczenie. – Powiedziałem mu, że nie chcę tego zadania, że mogę coś zrobić źle – wspomina książę. Ostatnią rzeczą, na jaką miał wtedy ochotę, było narobienie sobie nowych, potężnych wrogów. Król jednak zrugał wnuka i oznajmił: jeśli ktoś coś robi źle, to chyba ja, rozmawiając z tobą. Po czym wydał dekret, ustanawiając Mohammeda nadzorcą w urzędzie ministra obrony oraz członkiem rządu. Książę wziął się więc do pracy. Wynajął firmy konsultingowe Booz Allen Hamilton oraz Boston Consulting Group i zgodnie z ich sugestiami zmienił zasady zamówień na broń, procedury kontraktowe, przebudował działy IT i human resources – wspomina Fahad al–Eissa, dyrektor generalny Ministerstwa Obrony. Jak opowiada, poprzednie władze ministerstwa zmarginalizowały departament prawny, co powodowało liczne nieprawidłowości i nadużycia oraz prowadziło do zawierania niekorzystnych kontraktów i rozkwitu korupcji. Książę Mohammed wzmocnił departament prawny, a dziesiątki kontraktów odesłał do ponownej analizy. Okazało się, że wiele zakupów broni odbywało się nie tylko po zawyżonych cenach, ale także bez większego sensu i uzasadnienia. – Arabia Saudyjska jest czwartym państwem na świecie pod względem wydatków na broń, ale pod względem jakości posiadanej broni ledwo łapiemy się do pierwszej dwudziestki – mówi Al–Eissa. Książę Mohammed stworzył więc biuro, którego zadaniem było badanie zasadności zakupów.

Starał się także bywać często w pałacu króla Abdullaha, by przekonywać władcę do swoich pomysłów reform. – To było kłopotliwe, omawiać sprawy państwowe w tłumie ludzi, który zawsze otaczał króla – mówi Mohammed. – Ale władca życzliwie nadstawiał ucha i kazał wprowadzać w życie moje pomysły. Minął mniej niż tydzień od śmierci Abdullaha, gdy nowy król Salman wydał dekret mianujący Mohammeda ministrem obrony, szefem królewskiego dworu oraz przewodniczącym rady nadzorującej całą saudyjską gospodarkę. Trzy miesiące później Salman pozbawił tytułu następcy tronu swego przyrodniego brata (byłego szefa wywiadu, którego król Abdullah mianował następcą tronu po Salmanie dwa lata wcześniej). Przekazał tytuł swemu bratankowi, za nim ustawiając w kolejce do sukcesji swego syna. Dekret w tej sprawie informuje, że ów krok został zaaprobowany przez rodzinną Radę Saudów. 48 godzin później Mohammed na mocy kolejnego królewskiego dekretu przejął kontrolą nad Saudi Aramco.

Książę dzieli swój czas pomiędzy królewskie pałace a Ministerstwo Obrony, pracując od wczesnego poranka aż do północy. Dworzanie mówią, że jego relacje z następcą tronu, księciem Mohammedem bin Nayefem są dobre; w królewskiej oazie na pustyni ich obozowiska sąsiadują ze sobą. Książę Mohammed spędza długie godziny ze swym królewskim ojcem oraz przesiaduje z doradcami i konsultantami, debatując nad danymi ekonomicznymi. Podejmuje zagranicznych gości, dygnitarzy i dyplomatów. To on jest też głównym motorem mocno kontrowersyjnej interwencji wojskowej w sąsiednim Jemenie, gdzie armia saudyjska prowadzi bombardowania i zwalcza wspierane przez Iran szyickie bojówki Houthi. Choć książę nieustannie mówi o oszczędnościach, ta wojna kosztuje fortunę. – Jestem przekonany, że jesteśmy bardzo blisko politycznego rozwiązania konfliktu w Jemenie – przekonuje książę. – Ale gdyby to się nie udało, jesteśmy gotowi do dalszej walki.

O poranku książę znajduje też chwile dla rodziny. Z reguły budzą go dzieci, dwóch chłopców i dwie dziewczynki w wieku od roku do sześciu lat. To zresztą jedyna chwila dnia, kiedy książę ma dla nich odrobinę czasu. – Czasem moja żona się złości, że wszystko zwalam na jej głowę i domagam się, by sama realizowała moje pomysły wychowawcze – mówi. – Ale muszę na niej polegać, bo ja nie mam czasu. Książę Mohammed ma tylko jedną żonę i jak podkreśla, nie zamierza brać więcej. Jak wyjaśnia, w jego pokoleniu poligamia nie jest już zbyt popularna. Czasy są inne, wszyscy są zajęci, nie to, co dawni rolnicy, pasterze czy wojownicy, którzy mieli mnóstwo czasu na zajmowanie się rodziną. – Praca, jedzenie, picie i spanie nie pozostawiają wiele czasu na zakładanie kolejnych domowych ognisk – wyjaśnia Mohammed. Stany Zjednoczone znajdują w księciu wartościowego sojusznika w tym tak gorącym regionie świata. Prezydent Obama po spotkaniu z nim w zeszłym roku w Camp David mówił, że Saudyjczyk jest niesłychanie inteligentny, wykształcony i zadziwiająco rozsądny jak na swój młody wiek. We wrześniu książę Mohammed odwiedził Obamę w Białym Domu, by zasygnalizować niezadowolenie Saudyjczyków z amerykańskiego porozumienia nuklearnego z Iranem. Ostatnio obaj panowie znów się spotkali, tym razem podczas wizyty Baracka Obamy u króla Salmana w Rijadzie.

W marcu w stolicy Arabii z księciem spotkał się republikański senator Lindsey Graham z Karoliny Południowej (był tam z delegacją Kongresu). Opowiada, że książę wystąpił w tradycyjnej szacie i czerwonym nakryciu głowy zwanym ghutra, ale jak wyznał senatorowi, wolałby ubierać się inaczej. – On naprawdę lubi i rozumie kulturę Zachodu – mówi Graham.

Politycy dyskutowali przez godzinę o de facto sojuszu Arabii Saudyjskiej i Izraela przeciwko Iranowi oraz o islamie. Potem przeszli do tematu innowacji, a wreszcie do wielkich reform gospodarczych planowanych przez księcia. – Byłem zachwycony, jak przyjemnie się z nim rozmawia – relacjonuje Graham. – Oto człowiek, który widzi zagrożenia stojące przed swoim krajem, ale zamiast panikować, spokojnie znajduje rozsądne rozwiązanie. Jego pomysł na nowe saudyjskie społeczeństwo brzmi: mniej dla nielicznych, więcej dla wielu. Członkowie rodziny królewskiej chętnie korzystają przede wszystkim z licznych przywilejów. Zdaniem Mohammeda na panujących ciążą zaś przede wszystkim obowiązki – opowiada kongresmen.

Taka zmiana nastawienia licznej rodziny panującej – dotychczas pełnymi garściami korzystającej z państwowego majątku – nie będzie łatwa, to pewne. Książę Mohammed zdecydowany jest jednak spróbować. – Nasze możliwości – mówi nam na pożegnanie – są o wiele większe niż nasze problemy.

— Współpraca: Glen Carey, Deema Almashabi, Vivian Nereim, Wael Mahdi, Javier Blas, Alaa Shahine, Riad Hamade, Matthew Philips

Bloomberg Businessweek Polska

Na początku zeszłego roku w królewskim obozie w oazie Rawdat Khuraim książę Mohammed bin Salman z saudyjskiej rodziny panującej odwiedził swego wuja, króla Abdullaha. Było to tuż przed tym, gdy sędziwy monarcha wylądował w szpitalu. Spotkanie odbyło się w tajemnicy przed pozostałymi członkami rodziny królewskiej. Dwaj mężczyźni, których dzieliło 59 lat, mieli za sobą trudne relacje. Swojego czasu król Abdullah zakazał temu bratankowi – jednemu z 26, których miał – wstępu do Ministerstwa Obrony oraz w ogóle wtrącania się do rządzenia, gdy okazało się, że młody książę ma ogromny apetyt na władzę. Niemniej w końcu tych dwóch mężczyzn stało się sobie bliskich, bo połączyło ich wspólne przekonanie: w sytuacji, w której cały świat stara się uniezależnić od ropy naftowej, Arabia Saudyjska musi znaleźć inne źródła finansowania swojej egzystencji.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Setki tysięcy Rosjan wyjadą na majówkę. Gdzie będzie ich najwięcej
Biznes
Giganci łączą siły. Kto wygra wyścig do recyclingu butelek i przejmie miliardy kaucji?
Biznes
Borys Budka o Orlenie: Stajnia Augiasza to nic. Facet wydawał na botoks
Biznes
Najgorzej od pięciu lat. Start-upy mają problem
Biznes
Bruksela zmniejszy rosnącą górę europejskich śmieci. PE przyjął rozporządzenie