[i]Korespondencja z RPA [/i]
Kiedy wchodzili do autokaru, który zawiózł ich na lotnisko, spodziewali się śpiewów i wiwatujących fanów. Pięknie pożegnali ich tylko pracownicy hotelu, tłumów godnych mistrzów świata nie było. Mało kto wierzy w to, że Włosi są w stanie powtórzyć sukces sprzed czterech lat, sami piłkarze i trener też wyglądali, jakby obawiali się katastrofy.
Włosi już zdążyli zaprotestować przeciwko niedocenianiu ich klasy i osiągnięć. Na koncercie w Soweto, dzień przed rozpoczęciem turnieju, Puchar Świata zaprezentował publiczności Patrick Vieira, Francuz - też mistrz, ale z 1998 roku. Prezydent włoskiej federacji Giancarlo Abete zażądał wyjaśnień, piłkarze odmówili komentarza, twierdząc, że przypomną o sobie na boisku, a nie poza nim.
W dzisiejszym meczu z Paragwajem będą musieli poradzić sobie bez Andrei Pirlo. Lippi bał się, że rozgrywający jego drużyny przegra z kontuzją i do RPA zabrał Andreę Cossu. W sobotę 24. piłkarz w kadrze wrócił do Włoch, co oznacza, że Pirlo dojdzie do siebie, ale jeszcze nie na pierwsze spotkanie.
Lippi nie traci rezonu, pytany o wiek swoich zawodników mówi, że dopiero po trzydziestce tworzy się osobowość. - Mistrzami świata zostają ludzie doświadczeni. Wziąłem do Afryki dziewięciu zawodników, którzy wygrali turniej w Niemczech i mieszankę młodzieży. Poza tym nigdy nie widziałem, żeby ktoś próbował bronić tytuł pozbywając się tych, którzy wiedzą, jak to robić - mówił przed wylotem do Kapsztadu. Zapewnił, że ma teraz drużynę, która bardziej chce mistrzostwa niż ta sprzed czterech lat. Upiera się, że lepszą, ale w to nikt mu raczej nie wierzy.