O tym, że Anglię w drodze do mistrzostwa świata może zatrzymać jej bramkarz, wiadomo było od dawna. Dzień przed meczem z USA angielscy dziennikarze na pytanie, kto stanie w bramce, potrafili tylko wzruszyć ramionami. Fabio Capello, decydując się na 30-letniego Roberta Greena, wybrał mniejsze zło.
Green to bramkarz West Hamu, przed sobotnim spotkaniem w reprezentacji rozegrał tylko dziewięć meczów. Nie można powiedzieć, że zawiódł nadzieje Anglików, bo nigdy nie były w nim pokładane. Capello wybierał między nim a Joe Hartem. Ten drugi był za słaby na Manchester City, skąd został wypożyczony do Birminhgam. Capello przed mundialem sprawdzał nawet bramkarza czwartoligowego Peterborough Joe Lewisa. Na mistrzostwa poza Greenem i Hartem zabrał jednak Davida Jamesa, 40-letniego zawodnika zdegradowanego Portsmouth.
Osiem lat temu Anglicy pożegnali się z mistrzostwami świata, kiedy Ronaldinho strzałem niemal z połowy boiska pokazał Davidowi Seamanowi, że nie wychodzi się tak daleko z bramki. Kariera Seamana w bramce skończyła się po powtórzeniu takiego błędu w zremisowanym meczu z Macedonią. Anglia śmiała się także z Paula Robinsona, który zrobił to, co Artur Boruc w Belfaście.
Po sobotnim błędzie Greena angielskie gazety pełne są rankingów największych wpadek. Wysoko notowany jest błąd jednego z najlepszych – Petera Shiltona. Wypomina mu się gola Jana Domarskiego na Wembley. Co teraz czeka Greena? „Daily Mail” proponuje zamówić mu bilet powrotny do domu, „The Sun”nazywa go zarazą. Jeśli Anglikom nie udałoby się wygrać grupy, na pewno będzie głównym winowajcą. Sam Green mówił, że przez 50 minut po stracie gola czuł się bardzo pewnie i jest przekonany, że w następnych meczach utrzyma koncentrację. – Ludziom przydarzają się w życiu gorsze rzeczy. Nie będę rozpaczał – rzucił w sobotę do dziennikarzy.
Capello w meczach z Algierią i Słowenią może postawić na Harta, bo przeciwko takim rywalom doświadczenie wydaje się nie mieć znaczenia.