W Warszawie na lwim wybiegu żyje stado złożone z trzech samców i jednej samicy. Do tego w starej lamparciarni jest jeszcze jedna przedstawicielka tego gatunku – Sofia. Nazwano ją tak na cześć stolicy Bułgarii, gdyż została odebrana przez krakowską policję mieszkańcowi tego kraju prowadzącemu cyrk. Lwica trafiła do Warszawy w zeszłym roku.
Gdy Sofia w czerwcu skończy rok, jest pomysł, by wprowadzić ją do stołecznej rodziny królewskiej: Rosy, Amora, Zulusa i Dukata. Nie trzeba jej będzie poddawać zabiegowi antykoncepcji, gdyż lwice mają ruję po skończeniu dwóch lat. Ale żeby ją przyłączyć do stada, potrzebna jest decyzja sądu, że dzika kocica przechodzi na własność placówki przy ul. Ratuszowej 1/3. Poza tym nie do końca wiadomo, jak rodzina kotów zareagowałaby na młodziutką samicę.
– Może stać się tak, że jak do nich wejdzie, to ją pokancerują lub nie daj Boże zagryzą. Musi więc przejść na naszą własność, jeśli mamy podjąć takie ryzyko – mówi Maja Krakowiak, szefowa drapieżników w zoo. – Gdy Sofia do nas przyszła, była słaba psychicznie, dzika, zastraszona. Nie szła do ludzi. Teraz reaguje na wołanie, przychodzi do opiekunów.
Jest jeszcze jeden pomysł na to, co zrobić z lwicą Sofią. Krakowiak rozmawiała wstępnie z zoo w Krakowie.
W mieście tym żyje bowiem już leciwa królowa zwierząt. Jest więc szansa na umieszczenie tam bułgarskiej królowej. Jeśli do tego dojdzie, Sofia trafiłaby z powrotem do grodu Kraka, z którego w zeszłym roku ją deportowano do Warszawy.