- Usłyszeli zarzuty dotyczące bezprawnego pozbawienia wolności i wymuszenia określonych zachowań. Ich ofiarami byli pracownicy Farmutilu, choć nie tylko - wyjaśnia Jolanta Waś z Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga, która prowadziła śledztwo w sprawie znanego biznesmena Henryka Stokłosy.
Ochroniarze mieli m.in. więzić i bić osoby oskarżane o kradzieże, a także nakłaniać, by pisemnie przyznawały się do winy.
Zarzut prześladowania pracowników własnej firmy usłyszał już wcześniej Henryk Stokłosa. Znalazł się on w akcie oskarżenia, który trafił do sądu. Prokuratura nie informuje na razie, czy materiał, na podstawie którego zatrzymano ochroniarzy może dodatkowo obciążyć byłego senatora.
- Sprawa obejmuje przypadki sprzed kilku lat. Badamy, czy zatrzymani zawsze działali na polecenie Henryka S. - zaznacza prokurator Waś.Zatrzymanie ochroniarzy prokuratura potwierdziła "Rz" w środę. Ochroniarze są już na wolności. Wobec Leona W. prokuratura zastosowała dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju. Andrzej K. według śledczych powinien trafić do aresztu. Sąd nie przychylił się jednak do tego wniosku, nie zastosował żadnego środka zapobiegawczego.- Złożymy zażalenie - zapowiada prokurator Waś. Ochroniarzom grozi kara do pięciu lat więzienia.
Anna Stokłosa, żona byłego senatora, która obecnie kieruje Farmutilem bagatelizuje zarzuty. - To sprawy sprzed 10 lat. Prokuratura odgrzewa je, by mieć coś na mojego męża, bo akt oskarżenia się sypie - uważa. Przyznaje, że ochroniarze zatrzymali kiedyś osoby podejrzewane o kradzież. - Nie ma jednak mowy o uwięzieniu. Przetrzymaliśmy ich w biurowcu, bo prosiła o to sama policja. Po pewnym czasie zostali zabrani na posterunek - wyjaśnia i zaraz dodaje - Osoby, które rzekomo więziliśmy, okazały się winne i zapłaciły kary.