W USA mieszka ponad 300 milionów ludzi, w Słowenii – zaledwie 2 miliony. Drużyna Matjaża Keka to reprezentacja najmniejszego z krajów biorących udział w mundialu, ale ostrzegała napisem na autokarze, by nie oceniać wielkości po rozmiarze.
Obie drużyny dały kibicom prawdziwą rozrywkę, błędów w obronie popełniały mnóstwo i dlatego mecz był atrakcyjny. Słoweńcy zagrali bez kompleksów, po pierwszej połowie prowadzili 2:0 jak najbardziej zasłużenie.
W 13. minucie Valter Birsa strzelił z 20 m tak pięknie, że Tim Howard nie miał prawa narzekać nawet na dziwną piłkę. Trzy minuty przed przerwą Zlatan Ljubijankić nie zmarnował sytuacji jeden na jednego. Trener Bob Bradley wyglądał na tak zaskoczonego, że trudno było się po nim spodziewać jakiejkolwiek reakcji w szatni.
Amerykanie wychowywani są w przekonaniu, że mieli szczęście urodzić się w najpiękniejszym kraju najmądrzejszych ludzi i mentalność zwycięzców mają we krwi. Wczoraj wspierali ich też mieszkańcy RPA i dziennikarze z innych krajów, którzy po wizycie w obozie USA twierdzą, że nigdzie indziej nie zostali potraktowani równie dobrze.
Sygnał do ataku dał Landon Donovan. Zaraz po wyjściu na boisko po przerwie niemal każdemu piłkarzowi ze swojej drużyny miał coś do powiedzenie. Krzyczał, machał rękoma, mobilizował. Skutecznie przekonał ich, że jeszcze nic straconego trzy minuty później. Wbiegł w pole karne z boku, strzelił z całej siły na wysokości głowy Samira Handanovicia i było 1:2.