Polska wygrała z Niemcami 2:0 w sobotnim meczu eliminacji, i od tej pory cieszą się chyba wszyscy...
Barbara Fedyszak-Radziejowska:
Kiedyś redaktor Pospieszalski zaprosił mnie i posła Andrzeja Halickiego do swojego programu. Dyskutowaliśmy o kibicach i piłce nożnej. Poseł Halicki zadał mi dość obcesowym tonem pytanie: „a kiedy to pani była na meczu piłki nożnej?", i przyznam, że niemile zaskoczona, nie odpowiedziałam. A mogłam zgodnie z prawdą powiedzieć, że moim pierwszym meczem, czego pan poseł z pewnością by mi zazdrościł, było spotkanie reprezentacji Polski ze Związkiem Sowieckim wygrane w Chorzowie 2:1. To były czasy, kiedy wygranej z „kolebką socjalizmu" nie bardzo było można manifestować na ulicach, ale tłum opuszczający Stadion Śląski cieszył się ogromnie, chociaż „w cichości ducha", a więc inaczej, niż kibice po sobotnim meczu z Niemcami na Stadionie Narodowym.
Skąd to się bierze?
Wspólnota to rzecz naturalna, a wspólnota kibiców, nie tylko reprezentacji, także drużyn, np. Lecha Poznań, Lechii Gdańsk czy Śląska Wrocław, ma szczególne korzenie sięgające także czasów PRL. Wtedy manifestacja wspólnoty tożsamościowej miała niepodległościowy i antykomunistyczny charakter. W dzisiejszej rzeczywistości te wspólnoty nadal istnieją i nadal komunikują innym swoje przywiązanie do wartości, a to wspominając powstanie warszawskie, składając hołd Żołnierzom Wyklętym czy komentując bieżącą sytuację polityczną.