Wraz z kilkoma innymi ludźmi reżimu Aziza oskarżono o współudział w doprowadzeniu do egzekucji 42 kupców, którzy w dobie ONZ-owskich sankcji przeciw Bagdadowi sprzedawali żywność po spekulacyjnych cenach. Były minister nie czuje się za to odpowiedzialny, zresztą podobnie jak za inne zbrodnie reżimu, w tym masakry Kurdów i szyitów. Zaklina się, że pracował „tylko na polu politycznym”.
– To zasadnicza kwestia w jego procesie. Trzeba rozstrzygnąć, czy rzeczywiście było tak, jak mówi Aziz, czy też Saddam wciągnął go w podejmowanie decyzji prowadzących do zabijania współobywateli – mówi „Rz” Joseph Logan, ekspert organizacji praw człowieka Human Rights Watch śledzący w Bagdadzie proces Aziza.
72-letni obecnie Aziz był przez wiele lat twarzą reżimu Husajna. Mówiący biegle po angielsku, chętnie pozujący do zdjęć w ciemnych, markowych okularach i z kubańskim cygarem w ustach, symbolizował domniemany zachodni sznyt irackich władz.
Z początku nic nie zapowiadało, że zajdzie tak wysoko. Urodził się w skromnej rodzinie chaldejskich katolików, jego ojciec był kelnerem. Z Saddamem zetknął się pierwszy raz w latach 50., gdy obaj byli młodymi działaczami nielegalnej wówczas partii BAAS. Po studiach na wydziale literatury angielskiej w Bagdadzie został dziennikarzem i zaczął współredagować główny organ baasistów. Okazało się to trampoliną do kariery ministerialnej: w 1970 roku mianowano go ministrem informacji. Piął się po szczeblach kariery i po siedmiu latach wszedł w skład biura politycznego BAAS. Jako chaldejski katolik stał jednak nieco na uboczu, nie należał do „grupy trzymającej władzę” składającej się wyłącznie z członków sunnickiego klanu Tikriti. Niewykluczone, że dzięki temu udało mu się wyjść cało z saddamowskich czystek wewnątrzpartyjnych.
W latach 80., podczas konfliktu iracko-irańskiego, rozwinął skrzydła jako rasowy dyplomata. Ponieważ Saddam obawiał się zamachu i niechętnie wyjeżdżał z Iraku, Aziz w jego zastępstwie brylował na zagranicznych salonach. Udało mu się zapewnić Irakowi zarówno wsparcie ekonomiczne ZSRR, jak i pomoc USA. W 1984 roku Ronald Reagan przyjął go w Białym Domu. Choć oficjalnie administracja Reagana potępiała używanie przez armię iracką gazu musztardowego i sarinu, Waszyngton zaczął dostarczać Bagdadowi informacje na temat ruchów wojsk irańskich, a prywatne firmy amerykańskie, za cichą zgodą rządu, wysyłały Saddamowi komponenty do produkcji broni chemicznej.