Według wstępnych wyników ugrupowanie to uzyskało około 29 procent głosów, zwiększając jeszcze swój stan posiadania w parlamencie. Sromotną porażkę poniosła natomiast lewica: na Socjaldemokratyczną Partię Szwajcarii głosowało 19,1 procent wyborców, o pięć punktów procentowych mniej niż w 2003 r.
Szwajcarzy wybrali skład dwóch izb Zgromadzenia Federalnego – Rady Izb i Rady Kantonów. Tegoroczne wybory w tym kojarzonym zazwyczaj ze spokojem i dobrobytem kraju wzbudziły wiele kontrowersji i zainteresowanie w całej Europie. Stało się tak za sprawą niezwykle agresywnej kampanii. Jej symbolem był plakat wyborczy skrajnej prawicy. Przedstawia on trzy białe owce, które kopniakiem katapultują czarną owcę poza granicę Szwajcarii. Czarna owca symbolizuje imigrantów, którzy stanowią prawie jedną piątą społeczeństwa tego kraju. Minister sprawiedliwości Christoph Blocher wywodzący się ze skrajnej prawicy odpierał zarzuty o rasizm, twierdząc, że jego ugrupowanie żąda jedynie deportowania imigrantów, którzy popełniają przestępstwa. SVP chce jednak pójść dalej i ograniczyć również budowanie minaretów, a także raz na zawsze zakończyć flirt Szwajcarii z Unią Europejską. – Kwestia integracji z UE powinna zniknąć z naszych umysłów – oświadczył przewodniczący SVP Ueli Maurer. – Obniżymy podatki. Zapewnimy bezpieczeństwo.
Agresywna kampania zaowocowała wysoką frekwencją: do urn poszło 47,2 procent z 4,9 miliona uprawnionych do głosowania. Jednak narastające podziały społeczne mogą zniweczyć wizerunek Szwajcarii jako kraju konsensusu i tolerancji. Przed realizacją zbyt radykalnych pomysłów SVP Szwajcarii broni tamtejszy system polityczny. Żadna partia nie może zdobyć bezwzględnej większości, a decyzje rządu są poddawane pod referenda, dlatego parlamentarzyści najczęściej szukają kompromisowych rozwiązań, przygotowując projekty ustaw.