65-letnia Tang Liqin przesiaduje od trzech tygodni z dwiema sąsiadkami na stołeczku przy ogrodzeniu osiedla Wanshoulu Numer 15 w Pekinie. Upał czy deszcz, popołudniowy smog czy poranny chłód, pilnują spokoju.
– Od tej bramy aż do tamtego rogu – wyjaśnia pani Tang. Ich trudna misja dobiega końca: przez ten czas, gdy na zmianę z dwiema innymi ochotniczymi trójkami sąsiedzkimi pilnowały tego odcinka, nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego.
– Raz jakiś człowiek zostawił koło bramy torbę. Ale zaraz po nią wrócił – mówi pani Tang, gdy pytam o najbardziej pamiętne wydarzenie z jej warty.
Ochotników w charakterystycznych białych koszulkach z nazwą lokalnego browaru (sponsora igrzysk), czerwonych czapeczkach, z czerwonymi opaskami na ramieniu jest w Pekinie około miliona. Za tym gigantycznym przedsięwzięciem kryją się komitety sąsiedzkie. To one organizują w osiedlach olimpijskie straże.
– Zajmujemy się wieloma rzeczami – wyjaśnia dyżurna w siedzibie komitetu, pokazując mi wielką niebieską tablicę, na której widnieje schemat organizacyjny i szczegółowe dane na temat mieszkańców. Ilu ma stałe zameldowanie w innym miejscu, ilu zameldowanych na osiedlu mieszka gdzie indziej. Ile osób ma wykształcenie wyższe, ile średnie, ile podstawowe, a ile żadnego. Ile kobiet, ilu mężczyzn, ile osób w poszczególnych kategoriach wiekowych.