Antonio Guterres, były portugalski premier, zastąpi Ban Ki-moona na stanowisku sekretarza generalnego ONZ. Kadencję rozpocznie na początku przyszłego roku. Poparło go wszystkich 15 członków Rady Bezpieczeństwa ONZ.
To rzadki pokaz jednomyślności, bo do nominacji wystarczy większość głosów i brak weta ze strony stałych członków, czyli USA, Wielkiej Brytanii, Chin, Rosji i Francji. Guterres dostał więcej, mimo że nie spełniał dwóch głównych kryteriów, którymi jeszcze niedawno określano kandydata z szansami na zwycięstwo. Miał to być polityk z Europy Wschodniej, najlepiej kobieta.
ONZ jest podzielony na różne grupy geograficzne, a jedną z nich jest Europa Wschodnia, w skład której wchodzi Polska. Już dziesięć lat temu, w 2006 roku, pojawiły się postulaty, żeby reprezentant tego regionu dostał stanowisko sekretarza generalnego. Wśród kandydatów wymieniani byli m.in. Aleksander Kwaśniewski i Varia Vika Freiberga, była prezydent Łotwy. Wtedy jednak zwyciężył kandydat z Azji – Koreańczyk Ban Ki-moon. Pięć lat później bez problemu ubiegał się o drugą kadencje, nie doszło więc do sporów geograficznych.
Ale teraz postulat wschodnioeuropejski wybrzmiał ze wzmożoną siłą, bo nasz region jest ostatnim, którego przedstawiciel nigdy nie stał na czele ONZ. Dodatkowo wielu dyplomatów głośno domagało się się kandydata kobiety. To też miał być znak czasu, żeby na czele najbardziej globalnej organizacji stanęła wreszcie przedstawicielka drugiej płci. Wydawało się, że jest kandydatka: Irina Bokowa z Bułgarii, stojąca na czele UNICEF. Jednak niejasne działania rządu w Sofii pogrzebały dokumentnie jej szanse, jak i możliwości zyskania poparcia dla jej konkurentki Kristaliny Georgijewej, wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej.
– W najbliższych latach w akademiach dyplomatycznych będą uczyć na negatywnym bułgarskim przykładzie – napisał Richard Gowan, znawca problematyki ONZ, ekspert European Council for Foreign Relations.