Waldemar Rynkiewicz słyszał głosy, które kazały mu się zabić. Rodzice dla bezpieczeństwa umieścili syna w zakładzie zamkniętym. Pół roku temu zapytał pielęgniarkę, czy może pójść do sklepu, na co ta przystała. Kilka godzin potem jego zwłoki znaleziono niedaleko zakładu. Przejechał go pociąg.
Nikt za tę tragedię nie odpowiedział, ani pielęgniarka, ani dyżurujący lekarz, ani ordynator oddziału. Według reporterskiego śledztwa we krwi denata nie wykryto żadnych leków, choć miał je codziennie dostawać. Prokuratura nie potrafi tego wytłumaczyć, jak i tego, gdzie jest głowa Rynkiewicza. Choć widać ją na zdjęciach z miejsca tragedii, potem gdzieś zaginęła.