To fajne miejsce – a właśnie „Fajne miejsce" to tytuł wystawy.
Żadne z sześciu zaprezentowanych płócien nie dotyczy galerii. Przedstawione motywy pochodzą z różnych bajek, mimo to mają kilka cech wspólnych. Jakich? – To specyficzna przytulność (schronienie, bezpieczeństwo), lęk i relaks, gra z przyrodą, niejednoznaczny przekaz (przyjemne i niepokojące emocje) – komentuje autor. Miałam podobne odczucia. Sprzeczne. Oglądałam coś, co przyciąga i zarazem odpycha. Obiekty i scenerie niby znane, do tego oddane realistycznie, a jednak wymykające się interpretacji i zrozumieniu.
Najbardziej tajemniczy jest przedmiot pokazany na obrazie „Sierść – thuja". Złocisto-czarno-szary kształt w centrum kompozycji kojarzy się z jakimś futerkowym zwierzątkiem w akcji. Tak szybkiej, że zacierają się kontury stworzonka. Tymczasem podobno pierwowzorem było... powalone drzewo. Stąd dziwaczny, dwuczłonowy tytuł.
W przeciwieństwie do tej niespokojnej formy praca „W szpitalu" wydaje się śmiertelnie statyczna. Na pierwszym planie – przyrząd do rehabilitacyjnych ćwiczeń. Metalowe rurki, pod nimi coś jak bieżnia. Konstrukcja zimna i zagadkowa. Ścianę, na tle której została ustawiona, pokrywa biało-brązowa glazura. Położona niezbyt precyzyjnie, co daje efekt falowania linii i barw. Niby bezruch, żywego ducha w kadrze – a przecież ta przestrzeń żyje, pulsuje. Doskonale namalowane.
Zresztą inne płótna także świadczą o warsztatowych umiejętnościach artysty. Co bardziej istotne, każdy obraz na swój sposób niepokoi. Oto „Loża" – pusta błękitna sala, gdzie odbywają się masońskie zgromadzenia. Oto ? „Ogród fiński" – zaśmiecony kawałek gruntu, na którym kiedyś postawiono drewniane budki (tzw. domkifińskie). W najbliższym sąsiedztwie biedadomków – wielkopłytowe bloki i nowoczesne szklane wieżowce. Wszystko to swojskie i nie z tej ziemi. Po prostu – fajne miejsca.