Każdy ma grono fanów oraz pedagogiczne osiągnięcia, bo nauczają w warszawskiej ASP. Ich wspólny pokaz nosi podstępnie idiotyczny tytuł „Na kolorowo o różnych sprawach".
Nie dajmy się zwieść lekkości nazwy, ci artyści nie muszą się podpierać napuszonymi sformułowaniami. Nie muszą też się ścigać, który lepszy. Obydwaj są świetni.
Jarosław Modzelewski – figuralista, realista, inspirujący się banałem z najbliższego otoczenia. Paweł Susid (starszy o trzy lata) ewoluował od abstrakcji ku tzw. nowej ekspresji, by ostatecznie wykreować formułę obrazów pisanych.
Na oko obaj nie mają więc ze sobą nic wspólnego. No, może poza jednym: reagują na świat, w którym żyją. Na ludzi, z którymi przyszło im się stykać. Odnoszą się krytycznie do tego, co ich mierzi; podchodzą z uśmiechem do ludzkich słabości; mają filozoficzny dystans do koła historii, na którym każdy z nas się kręci. Obaj uprawiają sztukę narracyjną, czyli opowiadają o tym, co przeżywają, widzą, kojarzą. Co jeszcze jest im wspólne? Unikanie tanich efektów pod publiczkę – wymuszają poważne traktowanie sztuki, nie jako salonowej, dekoracyjnej zabawki.
Kiedy Modzelewski maluje zabłoconą drogę w bliskim jego domostwa lesie, sklep, przed którym przywiązano dwa kundle, wnętrze składzika z narzędziami – cała drżę. Jego inspiracja to 3 x B: brud, bałagan, brzydota. Z tego robi magię, materię sztuki, sens wszechświata. Kiedy Susid kpi z haseł, odbierając im wzniosłość i przerabiając na osobiste wyznania, mam wrażenie, że przemawia też w moim imieniu. Susida można wpisać w 3 x S: surowość, subtelność, smutek. Mieści się w tym humor, ale to na inną literę.