Zgodzę się, że jest wiele przekłamań w europejskich mediach. Ale rząd Fideszu krytykują przecież też tak poważni myśliciele polityczni jak np. Francis Fukuyama, który obawia się, że wprowadzany na Węgrzech nowy porządek konstytucyjny narusza podstawową zasadę demokratyczną "checks and balances". Zwracają na to uwagę także życzliwi wam komentatorzy. Wygląda to tak, jakby państwo chcieli za wszelką cenę zakonserwować obecny układ polityczny na Węgrzech.
To bzdura. Nie chodzi o konserwowanie obecnego układu. Nawet poważnemu filozofowi, z całym szacunkiem dla Francisa Fukuyamy, trudno jest budować prawdziwy obraz na podstawie nieprawdziwych faktów. Zachód musi wreszcie zrozumieć specyfikę Europy Środkowej. W 2004 roku, kiedy kraje Europy Środkowej weszły do Unii, wielu ludzi uznało, że proces przechodzenia od komunizmu do normalnej demokracji jest zakończony. Okazało się jednak, że w niektórych krajach problemy odziedziczone po komunie – moralne, społeczne, gospodarcze – ciągle istnieją i są poważne. Trzeba je rozwiązać. Spadek po komunizmie nadal jest u nas dużym problemem. Stało się to jasne zwłaszcza w latach 2008 – 2010, gdy Węgry wpadły w potężny kryzys gospodarczy spowodowany rządami socjalistów z liberałami.
Po upadku komunizmu w państwa kraju rządziła zarówno lewica, jak i prawica. Odpowiedzialna za to nie jest tylko jedna strona.
Przez 20 lat na Węgrzech obowiązywała jednostronna narracja. Partia liberalna i socjalistyczna (wywodząca się z partii komunistycznej) nadawały ton wszelkim debatom. To oni określali, jaki pogląd trzeba mieć. Narzucali nam to, co mamy myśleć o wolności, rozwoju, nowoczesności. Każdy pogląd, który pokazywał rzeczywistość z innej strony, był określany jako staroświecki, faszystowski czy antysemicki. To widać było już za czasów pierwszego rządu Józsefa Antalla, tuż po transformacji. Powtórzyło się to za pierwszego rządu Viktora Orbána w latach 1998 – 2002. Już wtedy nazywano Orbána wodzem faszystowskim, mówiono o nim "Duce". Dyskredytowano nas na każdym kroku. Negowano to, co mówiliśmy, uniemożliwiano budowanie normalnej, konserwatywnej narracji. Wielu tematów nie można było poruszać, żeby nie narażać się na agresywne ataki. Nie można było rozmawiać o skutkach traktu pokojowego w Trianon z 1920 r., o rozmaitych kwestiach z czasów drugiej wojny, o Holokauście, rewolucji 1956, o mniejszościach węgierskich żyjących w krajach ościennych, Kościele, religii, odpowiedzialności państwa, o samoorganizowaniu się społeczeństwa. To były tematy niepożądane.