Karnowski komentuje dla portalu stefczyk.info:

Choć wielkie telewizje zachwycają się jak radośnie i wspaniale świętowano na prezydenckim marszu, jak było tam spokojnie, to w rzeczywistości prezydent przegrał. Liczył na dziesiątki tysięcy ludzi, a zmobilizował zaledwie kilka tysięcy, w tym żołnierzy, urzędników oraz polityków, którzy wypadli dawno z głównego nurtu konserwatywnego obozu. Chciał pociągnąć za sobą zwykłych ludzi - dziś widać, że to się nie udało. Ludzie powiedzieli wyraźnie - Bronisław Komorowski, przyjaciel Janusza Palikota, nie jest i nie będzie liderem obozu niepodległościowego.

I dodaje:

Tegoroczny 11 listopada to także porażka całego obozu rządowego w tym sensie, że ujawnił w jak wielkim stopniu, choć podskórnie, poza mediami, narasta frustracja i niezadowolenie. Jak na pięć lat rządów PO, rzekomo szczęśliwych, to kiepska ocena i zły prognostyk. Organizatorzy, zapewne wskutek prowokacji, nie zdołali drugi raz z rzędu zabezpieczyć pochodu przed zamieszkami. Niestety, ale to będzie odstraszało zwykłych ludzi od tego spotkania w kolejnych edycjach. Poza tym coraz bardziej zawężana jest formuła. Z łączącego pochodu do pomników ojców niepodległości coraz mniej zostaje także w sferze symboliki. Skrócenie trasy tak by nie dojść do pomnika Józefa Piłsudskiego to dla wielu niedobry sygnał. Podobnie jak zapowiedź uruchomienia na bazie Marszu narodowego ruchu społecznego, a więc tak naprawdę wejście do polityki. (...) W tej sytuacji przed kolejnym 11 listopada wszystko jest otwarte. Spodziewać się można kolejnych osobnych inicjatyw i słabnięcie samego Marszu Niepodległości.