W wystąpieniu Sikorskiego był zawarty cały szereg elementów, które dotychczas nie mieściły się w sposobie wypowiadania się państwa polskiego.
Joanna Lichocka pisze:
Wydaje się, że prezydentowi nie chodziło o emocje związane z zapowiedziami opozycji o postawieniu Sikorskiego przed Trybunał Stanu, ale raczej o te, które buzowały pod żyrandolem w Belwederze. Z ostatnich wypowiedzi prezydenta i jego doradcy wynika bowiem jasno, że zdecydowanie proniemiecki zwrot w polityce zagranicznej nie był z głową państwa w ogóle konsultowany. Ba, nie tylko nie zapytano prezydenta, który wedle konstytucji ma nadzorować kierunki polityki zagranicznej kraju, po prostu w ogóle go o tym, co ma paść w Berlinie, nie poinformowano.
A jeśli tak to:
Wyśmienicie pokazuje to faktyczną pozycję prezydenta – premier demonstruje od dawna, że nie bardzo ma ochotę liczyć się z Komorowskim, najwyraźniej nie ma też na to już ochoty i minister spraw zagranicznych. Pozycja prezydenta Polski stała się tak żałosna, że aż godna współczucia.