Kilka dni temu Verena Bahlsen w wywiadzie dla niemieckiego dziennika "Bild" powiedziała, że firma należąca do jej rodziny, która w czasie II wojny światowej zatrudniała około dwustu osób wywiezionych przymusowo z okupowanych terenów do III Rzeszy, "nie zrobiła nic złego".
- To nie było za moich czasów. Płaciliśmy pracownikom tyle samo co Niemcom, dobrze ich traktowaliśmy. Sąd odrzucił wszelkie skargi, firma nie jest nikomu nic winna - powiedziała "Bildowi" 25-letnia dziedziczka ciasteczkowej fortuny i wywołała w Niemczech oburzenie.
Zdziwienie i oburzenie wywołała też dalsza część wywiadu Vereny Bahlsen, która stwierdziła, że "chcę zarabiać pieniądze i kupować sobie jachty". Verena dziedziczy 25 procent udziałów w koncernie Bahlsen. Resztę otrzyma trójka jej rodzeństwa.
Verena Bahlsen przyznaje, że jej wypowiedzi w wywiadzie dla "Bilda" była "błędem" i bardzo jej przykro, że w ogóle padły.
Koncern Bahlsen twierdzi, że „obszernie zbadał" ten rozdział swojej historii, ale jednocześnie przypomina, że pozwy o odszkodowanie byłych robotników przymusowych zostały odrzucone przez sąd krajowy w Hanowerze. Jako powód podano przedawnienie.