W środę premier Ewa Kopacz przyjęła dymisję złożoną przez Grabarczyka. "Moja rezygnacja leży w interesie państwa i wymiaru sprawiedliwości. Nie może być wątpliwości co do osoby pełniącej funkcję ministra sprawiedliwości, w szczególności, gdy od 1 lipca 2015 r. wejdzie w życie nowelizacja kodeksu postępowania karnego" - oświadczył minister, który kierował resortem od września zeszłego roku.
Jak poinformowała rzeczniczka rządu Małgorzata Kidawa-Błońska, Grabarczyk motywował dymisję tym, że chciałby, aby ta sprawa (śledztwa ws. niezgodnego z przepisami uzyskania pozwolenia na broń) została jak najszybciej wyjaśniona. "Mówił, że jest absolutnie niewinny, a jako osoba odpowiedzialna zdaje sobie sprawę, że ministra sprawiedliwości nie mogą dotykać żadne podejrzenia i nie może pracować w takiej sytuacji" - podkreśliła.
Pytany o odejście Grabarczyka, b. minister sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska prof. Zbigniew Ćwiąkalski zaznaczył, że "z politykiem jest tak, że nawet, jeśli nie czuje się winny, to musi, czy też powinien, podać się do dymisji". "Uważam, że zrobił to we właściwy sposób i w odpowiednim momencie, nie chcąc przewlekać sporów, co do jego osoby, ewentualnej winy" - dodał.
"Był ministrem niekonfliktowym; nie był skłonny do nieracjonalnych wypowiedzi, raczej tonował i łagodził wszystkie ewentualne spory; był partnerem do rozmów" - ocenił Ćwiąkalski.
Jak zauważył, Grabarczyk załagodził spór, który toczył się wokół projektu ustawy o prokuraturze oraz doprowadził do końca prace nad projektem ustawy o nieodpłatnej pomocy prawnej; kontynuował też prace nad reformą prawa karnego. "Łatwiej mu było o tyle, że jest czynnym politykiem, a dla wszystkich projektów trzeba zawsze uzyskać wsparcie polityczne - zaznaczył Ćwiąkalski.