– Jarosław Kaczyński i jego otoczenie usiłują mnie wyrzucić z mojej partii, to dedykuję im frazę z sądu nad Don Kichotem: „łatwo się mnie nie pozbędziecie“ – oświadczył wczoraj w Polskim Radiu były wiceprezes PiS Ludwik Dorn.
Były marszałek Sejmu nie wyjaśnił, co ma na myśli. Powiedział jedynie, że zamierza odwołać się do opinii działaczy partii, mimo że Jarosław Kaczyński odebrał mu możliwość uczestniczenia w zaplanowanym na przyszły weekend kongresie PiS.
Dorn wspólnie z Kazimierzem M. Ujazdowskim i Pawłem Zalewskim domagał się zmiany sposobu zarządzania partią. Za swoją krytykę cała trójka została zawieszona przez Kaczyńskiego w prawach członków PiS. Teraz czekają na zakończenie procedury dyscyplinarnej i wyrok partyjnego sądu koleżeńskiego. Z nieoficjalnych informacji wynika, że stanie się to już po kongresie.
O tym, że trójka byłych wiceprezesów nie jest osamotniona, może świadczyć to, co dzieje się w Krakowie. – Nie znam żadnych powodów, które uzasadniałyby zawieszenie tej trójki. Brak dyskusji to równia pochyła – oburza się Bogusław Bosak, lokalny działacz PiS.
Bosak przygotował w tej sprawie list otwarty do Kaczyńskiego. Zbiera pod nim podpisy wśród działaczy. Chętnych, jak twierdzi, nie brakuje. Ale nie tylko sytuacja związana z zawieszeniem byłych wiceprezesów wywołuje napięcia w PiS. Po wyborach długo ważyły się losy lidera poznańskich struktur partii Filipa Libickiego. W jego okręgu PiS zdobyło zaledwie dwa mandaty, a on sam nie wszedł do Sejmu. Posypał głowę popiołem i oddał się do dyspozycji Kaczyńskiego. Z kryzysu wyszedł jednak zwycięsko. Kilka dni temu prezes PiS przyjechał do Poznania, by za zamkniętymi drzwiami spotkać się z lokalnymi działaczami. Dymisji Libickiego nie przyjął.