Politycy, którzy po czerwcowym głosowaniu nie zdobyli mandatu deputowanego Parlamentu Europejskiego, nie zasypiają gruszek w popiele. Już myślą o kolejnych wyborach. Na razie jednak leczą rany po wyborczej klęsce. Większość z nich – jak ustaliła „Rz” – będzie to robić w egzotycznych zakątkach świata.
[srodtytul]Śladami Primo de Rivery[/srodtytul]
– W kampanii zjechałam kilkaset metrów pod ziemię w kopalni Piast, teraz będę się wspinać 3 tysiące metrów w górę – mówi „Rz” była już eurodeputowana Genowefa Grabowska (Centrolewica). Niebawem wyrusza w Alpy: Francja, Włochy…
Jej komitet wyborczy otrzymał 2,44 proc. poparcia i nie przekroczył wyborczego progu. W zeszłym tygodniu była jeszcze w Brukseli. – Przenoszę swoje biuro do Polski – powiedziała „Rz”.
Już odpoczywa Artur Zawisza, wiceprezes Libertas Polska. Ta partia miała być dla niego szansą na powrót do wielkiej polityki. Dzięki wsparciu telewizji publicznej w kampanii o nim i Libertasie mówiono w mediach niemal codziennie. Nic to nie dało. Zawisza w Warszawie zdobył zaledwie 0,5 proc. głosów (Libertas – 1,14 proc.). O polityce rozmawiać nie chce.