Wojna demoralizuje ludzi...
...stracili rodziny, są przerażeni, nie wiedzą, co jeszcze ich czeka. Podkreślam, żaden z tych Żydów nie powinien zginąć. Ale trzeba rozpatrywać tę statystykę w kontekście wojny. Poziom wrogości i negatywnych emocji wokół tego tematu nie przystaje do faktów historycznych.
Polskę krytykowano za ustawę o IPN. Odczytano ją jako zakaz wspominania o złych czynach popełnianych przez Polaków.
Bo ona została opacznie zrozumiana. Ale też była źle napisana. Z prawnego punktu widzenia wszystko było z nią nie tak. Ale celem polskiego rządu nie było wymazywanie prawdy o Polakach, którzy dokonali tych zbrodni. To także symptomatyczne dla tego rządu. Nie podejmuje się żadnej próby przedyskutowania tematu na forum międzynarodowym przed podjęciem jakiegoś działania.
Wcześniej powiedział pan, że polski rząd mógł zrobić więcej, by walczyć z hasłami głoszonymi przez Konfederację. Co konkretnie mogłoby to być?
Z politycznego punktu widzenia rozumiem to. PiS nie będzie podnosił takich kwestii, bo nie jest to w interesie tej partii. Ale uważam, że w demokratycznym społeczeństwie żadna mniejszość nie powinna się czuć zastraszana. Ani żydowska, ani LGBT. Kampania Konfederacji i treści na ich kontach społecznościowych składają się z nonsensów i teorii spiskowych. Polacy są wolni, nie są pod okupacją. Nie postuluję cenzury, ale rząd powinien oficjalnie sprzeciwić się mowie nienawiści. Także tej, którą sam, niestety, podsyca.
Część komentatorów uważa, że – gdyby rząd nie popełnił błędu z ustawą o IPN – sytuacja wokół obchodów w Yad Vashem byłaby dla Polski korzystniejsza. Zgadza się pan z tym?
Nie, nie byłaby. Domniemany polski antysemityzm to wytwór rosyjskiej propagandy. Mocno to podkreślam. Byłem pierwszą osobą, która publicznie i otwarcie skojarzyła osobę Mosze Kantora z Władimirem Putinem. Wahałem się, czy to zrobić. Gdy po raz pierwszy napisałem o tym w artykule miesiąc temu, miałem nieprzyjemności. Nie potrzebuję kłopotów z Rosją i wolałbym nie chodzić po Moskwie z parasolem ochronnym. Ale wystarczy spojrzeć na wiele prac naukowych na temat polskiego antysemityzmu. Centrum badań nad antysemityzmem na uniwersytecie w Tel Awiwie jest sponsorowane przez Mosze Kantora. Jeden z profesorów, o których wcześniej nie słyszałem, napisał wielki artykuł na temat tego, jak rzekomo ja promowałem polski antysemityzm. Gdyby zagłębić się w źródła dyskusji na ten temat, widać, że Rosja ma w niej swój udział. Mając to na uwadze, postawa Polski nie miała wielkiego znaczenia. Putin i tak wykorzystałby okazję, żeby się pojawić w Yad Vashem. Pod moimi wpisami jest mnóstwo trollingu, tak jak pod wpisami dziennikarzy z Izraela. Za masę z nich odpowiadają rosyjskie boty.
Putin symbolicznie zwyciężył, przemawiając na Światowym Forum Holokaustu. Później pojawiły się przeprosiny Yad Vashem za nieścisłości historyczne podczas uroczystości. Czym to skutkuje dla Polski?
Ostatecznie rezultat dla Polski jest znakomity. Dziennikarze w Izraelu żartowali, że to wydarzenie zmieniło się w Dzień Putina. Połowa liderów nawet nie chciała tam być, ale przymusiły ich do tego rosyjskie pieniądze. Rozmawiałem o tym w radiu w Izraelu. Oprócz mnie gośćmi byli pewien lewicowy dziennikarz i profesor Yehuda Bauer zajmujący się Holokaustem. Obaj mnie nie znoszą. Ale zgodzili się ze mną, że Yad Vashem jest rozgrywany, kogoś trzeba tam zwolnić. A to, jak potraktowano Polskę przy okazji obchodów 75. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz, było niewłaściwe. Te obchody otworzyły szansę dla Polski, żeby porozmawiać o wzajemnych stosunkach między nią a Izraelem. Dodatkowo uświadomiono sobie, że Putina i Netanjahu łączą osobliwe relacje.
Czy można powiedzieć, że tragedia Holokaustu została politycznie wykorzystana w Yad Vashem?
Bez dwóch zdań. Jeśli jakakolwiek organizacja popełniłaby taki błąd, podniósłby się krzyk, że to antysemici i rewizjoniści. To nie tylko upolityczniona kwestia. Wciąż powtarzam, że jako młode pokolenie nosimy ogromny ciężar. Ocalałych z Zagłady żyje wśród nas coraz mniej. Negacjonizm Holokaustu rośnie w siłę z każdym dniem. Składa się na niego coś więcej niż twierdzenia, że Holokaustu nie było, że sześć milionów Żydów nie zginęło, że nie było obozów koncentracyjnych. To także zmiana faktów. To, co stało się w Yad Vashem, było formą negacjonizmu Holokaustu. Wydarzyło się w miejscu z założenia apolitycznym.
Wróćmy do pana. Gdy wpisze się w wyszukiwarkę pańskie nazwisko, pojawia się hashtag #kimjestjonnydaniels. Pomóżmy tym, którzy się nad tym zastanawiają i odpowiedzmy na pytanie: kim jest Jonny Daniels?
Kim jestem? Odpowiadałem na to pytanie wiele razy. Jestem bardzo dumnym izraelsko-brytyjsko-polskim Żydem, który wierzy, że robi coś słusznego i dobrego. Jestem ojcem dwójki dzieci. Ni mniej, ni więcej. Co jeszcze chciałby pan wiedzieć?
Urodził się pan w Londynie...
Tak. W wieku 18 lat przeprowadziłem się do Izraela. Służyłem w tamtejszej armii przez trzy lata jako spadochroniarz. Po skończeniu służby wszedłem do polityki. Ożeniłem się. Byłem starszym doradcą deputowanego Knesetu Danny'ego Denona. Kiedyś spotkałem się z Donaldem Trumpem. Zapytał mnie o kwestię uchodźców z Iranu. Odpowiedziałem na tyle, na ile umiałem. Zapytał, ile mam lat. Gdy powiedziałem, że 24, Trump odparł: „świetnie, jesteś młody, wiele wiesz i masz wiele sukcesów". Było mi miło.
W Polsce podejście do sukcesów jest inne. Jeśli masz ładny samochód, to nie usłyszysz, że dobrze sobie radzisz, tylko „skąd go masz?". 99 proc. wrogich reakcji na mnie to tylko zazdrość. Zbudowałem fundację From The Depths sam. Miałem otrzymywać wpłaty od Żydów, chrześcijan, od ocalałych z Holokaustu. Ale to tylko zasługa ciężkiej pracy. Nie wychowałem się w bogatej rodzinie. Jako chłopiec pracowałem z ojcem w weekend na targu. Mój dziadek był taksówkarzem w Londynie. Dla mnie 16-godzinny dzień pracy to standard, śpię cztery godziny na dobę. A ponieważ nie jestem najlepszy w zbieraniu funduszy, to w dużej mierze płacę sam za taksówki, które bezpłatnie wożą w Polsce Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Mam również agencję PR-ową i to dzięki niej mogę się utrzymać. Nie siedzę w centrali bogatej fundacji i nie jeżdżę na długie wakacje. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem na urlopie.
Uprzedzam kolejne pytanie: moja agencja PR-owa obsługiwała Polskie Linie Lotnicze LOT. Rolą firmy było rozwijanie departamentu komunikacji i nowych zagranicznych połączeń lotniczych. Czysty, PR-owy kontrakt, bez zaangażowania politycznego. Wielu ludzi kłamie na temat pieniędzy, które przyjęliśmy rzekomo w ramach rządowych kontraktów. Bzdura. Nie każdy pilot w LOT głosuje na PiS. Fundację zacząłem rozkręcać w 2014 roku, za poprzedniego rządu.
Niektórzy uważają, że jest pan agentem izraelskich służb. Inni, że potajemnie doradza pan polskiemu rządowi.
Owszem, jestem agentem. Agentem dobrej woli. Słyszałem już, że jestem agentem nie tylko Izraela, ale innych służb. Rosyjskich, brytyjskich albo amerykańskich. Ale jestem trochę zbyt bezpośredni jak na agenta. Agenci raczej się nie zachowują jak ja. Żadnych nie znam, ale nim nie jestem. A jeśli chodzi o drugie pytanie, to doradzam nie potajemnie, ale całkiem otwarcie. Zdarza mi się powiedzieć ludziom z rządu, że lepiej byłoby postąpić tak albo inaczej. Gdy wybuchła afera wokół ustawy o IPN, zorganizowałem wywiady izraelskich dziennikarzy z premierem, żeby polski rząd przedstawił swoją perspektywę na ten temat. Jeśli moje doświadczenia mogą pomóc, to pomagam. Co właściwie oznacza doradztwo? Nie dostawałem za to pieniędzy od polskiego rządu, ani bezpośrednio, ani pośrednio. Mam kontakty z politykami w Polsce, w Stanach Zjednoczonych, w Albanii, Gruzji, Jordanii, w Wielkiej Brytanii i Izraelu. Mam dużą sieć kontaktów, bo jestem lubiany.
A czym się zajmuje fundacja?
Jej podstawowym założeniem jest zachowanie pamięci o Holokauście. Po to, żeby pokolenie milenialsów nie zapomniało o tym, co się stało. Odwiedzałem Auschwitz
i inne miejsca zagłady z wieloma grupami. Ale uważam, że dla młodszych pokoleń opowieści osób, które przeżyły, są znacznie cenniejsze niż statystyki ofiar. To podstawowy cel fundacji, która działa także w obszarze relacji polsko-żydowskich.
W internecie można znaleźć zdjęcie, na którym nosi pan mundur Sił Obronnych Izraela. Pochodzi z czasów służby?
Tak. Nie musiałem iść do wojska, bo nie urodziłem się w Izraelu. Ale przeprowadziłem się tam z zamiarem zaciągnięcia się do armii. Mówiłem już, że jestem bardzo dumnym Żydem. Patriotą, dumnym z mojego kraju. Każdy z nas powinien służyć swojemu państwu tak jak potrafi. U nas oznacza to służbę w wojsku, ze względu na zagrożenie zewnętrzne dla Izraela. Nie wiem, co inni chcą udowodnić, wyciągając takie zdjęcie, jak to. Cóż, lubię siebie na zdjęciach... Na moim Twitterze widać, jak dużo mam selfies. Otwarcie mówię o służbie w wojsku, miałem zaszczyt być żołnierzem. I dobrze wspominam ten czas.
A gdyby ktoś zapytał, z jaką narodowością się pan identyfikuje? Brytyjczyk? Polak? Izraelczyk? Żyd?
Jestem każdym po trochu. Granice państw nie mają wielkiego znaczenia. Są stworzone przez ludzi dla celów bezpieczeństwa. Jestem żydowskim wędrowcem. Czuję silną więź z Londynem i Wielką Brytanią. Członkowie mojej rodziny zginęli, służąc brytyjskiej armii. Jeden z moich pradziadków urodził się w Australii, z tego też się cieszę. Jestem ogromnie dumny z moich polskich korzeni i polskości. Nie mówię dobrze po polsku, ale rozumiem, co mówią inni.
—rozmawiał Michał Szułdrzyński
współpraca Marzena Tarkowska