Łukasz K. wracał busem z Wiednia do Polski. Będąc w stanie upojenia alkoholowego (5,5 prom.), usiłował uderzyć kierowcę i łapał za kierownicę pojazdu. Kierowca był zmuszony zatrzymać się na pasie zieleni na autostradzie. Łukasz K. wysiadł i odmówił dalszej jazdy (rodzina twierdzi, że został wyrzucony przez kierowcę). Kiedy bus odjechał, podczas przekraczania jezdni został śmiertelnie potrącony przez samochód.
Prokuratura prawomocnie umorzyła śledztwo w sprawie narażenia Łukasza K. na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub doznania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Uznała, że jego śmierć w wyniku potrącenia przez inny pojazd nie może w żaden sposób obciążać kierowcy busa, z którego wysiadł.
Siostra Łukasza K. pozwała jednak do sądu cywilnego kierowcę i właściciela busa, winiąc ich za śmierć brata. Domagała się od nich solidarnie 80 tys. zł odszkodowania. Argumentowała, że popadła w depresję, co m.in. wywarło zły wpływ na jej życie zawodowe. Musiała też wspomagać rodzinę w Polsce.
Sąd Okręgowy w Zamościu uznał, że legitymowanym w sprawie jest tylko właściciel busa, a nie kierowca, który działał na rzecz swego pracodawcy. Przyznał rację kobiecie, że przewoźnik ponosi winę za śmierć jej brata i jest to wina nieumyślna w postaci lekkomyślności. Do jej stwierdzenia nie jest konieczne ustalenie, czy kierowca wyrzucił Łukasza K. z busa, czy też on sam wysiadł z niego dobrowolnie. Nie ma też znaczenia, czy swoim zachowaniem przyczynił się do zdarzenia.
Zdaniem sądu kierowca, wiedząc, że pasażer jest pijany i zachowuje się irracjonalnie, nie powinien go zostawiać samego na autostradzie, bo tym samym godził się, że stanie mu się krzywda. Powinien o jego zachowaniu powiadomić policję i dopiero po jej przybyciu kontynuować podróż. Nie uczynił tego, co skutkowało śmiercią pasażera.