W otoczeniu prezydenta Komorowskiego należałem do osób, które opowiadały się za ratyfikacją konwencji o zwalczaniu przemocy wobec kobiet. Przemoc wobec kobiet jest problemem zbyt poważnym i prawdziwym, aby zignorować instrument, który może służyć jej ograniczaniu. Jednocześnie uważam, że nie należy bagatelizować czy ośmieszać głosów, które reprezentują obawy związane z tą konwencją, choć istotnie część z nich bierze się z niewiedzy lub ideologicznych uprzedzeń.
Nie wierzę jednak, aby sprzeciw wobec konwencji był sprzeciwem wobec jej celu. W naszej kulturze nie ma przyzwolenia na przemoc wobec kobiet. Każdy, kto się jej dopuszcza, wie, że łamie ukształtowany w Polsce czy w przeważającej części Europy standard traktowania kobiet. Dotyczy to także wyznawanej przez większość Polaków religii, która uczy szacunku dla kobiet. Nie znajdujemy w niej niczego, co mogłoby usprawiedliwiać przemoc wobec kobiet.
Problem leży gdzie indziej i wiąże się z bagażem koncepcyjnym, w który konwencja została wyposażona. Stwarza on ryzyko, że zapisy konwencji mogą być wykorzystywane niezależnie od jej celu, co może zakłócać realizację tego, co jest jej tytułowym zadaniem. W sposób zaskakujący i nieuprawniony konwencja uprzywilejowuje jedną z nowszych koncepcji nauk społecznych, czyniąc z niej główny oręż w zwalczaniu przemocy wobec kobiet. Jak wiadomo, chodzi o koncepcję gender. Zaskakujący dlatego, że traktaty międzynarodowe, także konwencje praw człowieka, nie podnoszą do rangi prawa międzynarodowego tego rodzaju koncepcji.
Zajmując się przez lata prawami człowieka, także uczestnicząc w negocjacjach nowych dokumentów w tej sferze w ONZ czy w OBWE, nigdy z taką praktyką się nie zetknąłem. Nieuprawniony, ponieważ istnieją znacznie bardziej fundamentalne powody przemocy wobec kobiet, podobnie jak przemocy w ogóle, niż to, o czym uczy szkoła gender.
Jeśli zatem postanowiono w konwencji przywołać przyczyny tej przemocy, należało to zrobić znacznie bardziej wiernie i całościowo. Źródła przemocy są zresztą bardziej prozaiczne, wręcz prymitywne, wywodzące się z niższych instynktów nieznających żadnej kultury. I one również mają swoją bogatą literaturę i teoretyczne uogólnienia. Chodzi przede wszystkim o zło czy też skłonność do zła, która jest immanentną częścią ludzkiej natury. A poza tym czynniki fizyczno-biologiczne – przewaga siły plus pożądanie.