Z okazji przypadającego 4 lipca święta narodowego USA powstała lista najbardziej „patriotycznych" marek w tym kraju. Amerykanom z takimi wartościami najbardziej kojarzą się – kolejno – Jeep, Hershey's, Coca-Cola, Levi Strauss, Disney, Colgate, Zippo. Brawo! Poza wiceliderem znamy je świetnie także w Polsce i są uosobieniem powiewu wielkiego świata.

A przy okazji nasunęła mi się nieco nostalgiczna refleksja. Niemal nie ma już naszych marek z wieloletnią tradycją, które pozostały w polskich rękach. Tak, tworzą się nowe, coraz bardziej rozpoznawalne i w kraju, i na świecie. Są Pesa, Frugo, Mokate, Ziaja, Reserved i wiele innych. Kibicuję im szczerze i daję temu wyraz przy każdej okazji. Ale te stare, będące za komuny ikonami, nie wytrzymały zderzenia z normalnym światem, który nie stał w miejscu przez dziesiątki lat.

Weźmy pierwsze z brzegu: Nysa, Żuk, Unitra, Cora. Owszem są E. Wedel, Wawel, Prince Polo, Pudliszki, Winiary, E, Ixi i Kokosal, Żywiec. Ale są tylko dlatego, że ktoś chciał je przejąć. Nie mam złudzeń – gdyby nie kupił ich wielki gracz dawno zostałyby zmiecione przez globalnych rywali.

Lata piętnowania „prywaciarzy" w PRL zrobiły swoje. Po upadku komuny praktycznie nie istniał polski kapitał zdolny stawić czoła zagranicznym potęgom. Warto też o tym pamiętać przy próbach gloryfikacji na wskroś skompromitowanych – i to jest bardzo delikatne słowo – PRL-owskich przywódców, za których to rzekomo otwieraliśmy się na świat i żyło się lepiej.