- To była ciężka żegluga. Najpierw pola lodowe nad Svalbardem nie chciały nas przepuścić. Próbowaliśmy opłynąć go górą, potem przez Hinloppen. Dopiero za trzecim razem udało się przebić przez lód. Choć nie potrafię zliczyć ile razy myślałem czy nie zawrócić. To była niezła lekcja cierpliwości - relacjonuje przez komunikator satelitarny kpt. Sodkiewicz. - W końcu jednak przebiliśmy się na wschodnią stronę Svalbardu i znów ujrzeliśmy wolną od lodu wodę. Nie trwało to jednak długo ponieważ zaraz cały świat schował się w gęstej otulinie mgły. Przez półtorej doby nie widzieliśmy nic poza dziobem jachtu i szarością. Prowadzeni zielonym okiem radaru żeglowaliśmy na północny wschód zawieszeni we mgle. Dopiero tuz przed polem lodowym zobaczyliśmy srebrzystobiałą łunę nad horyzontem.
Rejs odbywa się ramach programu Sekstant Expedition Lodowe Krainy 2014-2015. Ruszył 26 lipca z Longyearbyen. Celem tej wyprawy jest badanie północno-wschodniego Spitsbergenu. Żeglarze chcieli też podjąć próbę dopłynięcia na północ tak daleko, jak to tylko będzie możliwe i bezpieczne.
W czasie pierwszego z trzech etapów, który rozpoczął się 10 lipca, załoga poznawała zachodnią część archipelagu Svalbard. Drugi etap potrwa do 15 sierpnia, po czym nastąpi wymiana załóg i eksploracja południowego Svalbardu. Wyprawa zakończy się w Tromso 29 sierpnia.
Załodze polskiego jachtu dokucza zimno i wilgoć. O dłuższym pobycie w "okolicach rekordu" nie ma mowy.
- Byliśmy przy granicy lodu może 20 minut. Trochę przypominało to zdobycie szczytu gdy zmęczony wspinacz robi trzy fotki i natychmiast wraca. Wilgoć była tak paskudna ze nikt nie miał ochoty zostać tu ani chwili dłużej - pisze kpt. Sodkiewicz. - Chłód i wilgoć czają się w każdym zakamarku jachtu. Wnikają przez stalowy kadłub. Wszystko czego dotykasz jest lodowato zimne. Chodzimy w 4 warstwach odzieży. Do snu zdejmujemy tylko zewnętrzna. Potem gdy trzeba ją z powrotem założyć to jest tak lodowata ze aż przechodzą dreszcze.