– Jestem zaskoczony, że w ogóle taka próba została podjęta, ponieważ prawnie w trakcie trwania kadencji nie można odwołać ani rady nadzorczej, ani zarządu PAP. Mam w tej sprawie dwie ekspertyzy prawne, które to potwierdzają – powiedział „Rz” Skwieciński.
Nie zgadza się z przedstawionym we wniosku Domańskiego zarzutem, jakoby „funkcjonowanie spółki na skutek działań zarządu zostało zakłócone”.– Sytuacja finansowa firmy jest lepsza, niż była. W roku 2007 wreszcie zarobiliśmy. To spory sukces, zważywszy na fakt, że PAP jest dotowana przez państwo tylko w 6 proc., podczas gdy większość zachodnioeuropejskich agencji jest dotowana w znacznie większym stopniu. Sukcesy biednych liczą się podwójnie – podkreśla.
Prezesa PAP dziwią okoliczności, w jakich powstał wniosek o jego odwołanie. – Pretekstem była zmiana dyrektora należącej do PAP drukarni. Moi krytycy uważali, że może to spowodować konflikt społeczny na skalę strajków w kopalni Budryk. Związki zawodowe zaczęły w tej sprawie pisać do ministra skarbu i zarządu agencji – opowiada Skwieciński.
O sprawie pisaliśmy wczoraj. Według naszych informacji dyrektor drukarni stracił pracę, ponieważ odmówił wykonywania poleceń służbowych. – To prawda, ale wszystko odbyło się zgodnie z procedurami – broni się Skwieciński.